Zawsze starałam się żyć zdrowo – zarówno fizycznie, jak i duchowo. Zgłębiając różne filozofie, doszłam w końcu, może i prozaicznego, do wniosku, że moje ciało to świątynia ducha, więc musi być doskonale zadbane. Do codziennych praktyk więc doszła joga. Wybrałam najlepszą szkołę w mieście i od razu ją pokochałam. Nie tylko dlatego, że zawsze czułam się mega odprężona po każdej sesji. Krzysztof, nasz instruktor o ciemnych, dłuższych włosach, błękitnych jak laguna oczach i męskim, kilkudniowym zaroście był pożerany spojrzeniem przez każdą z nas. Celowo popełniałyśmy błędy, by tylko się do nas zbliżył, dotknął, złapał nas tymi silnymi dłońmi… Rozciągał nasze ciała po mistrzowsku, a każda chciała, by rozciągnął ją głębiej…
Przyglądałam mu się wnikliwie w czasie każdej sesji. Był umięśniony, ale nie jak koks. To była atletyczna rzeźba. Żywe, silne i twarde jak skały muskuły robiły niesamowite wrażenie. Tak samo, jak jego rozciągnięcie i… wypchany krok. Widziała to każda z dziewczyn, jakie tam chodziły. Nosił zawsze dopasowane spodenki, by mu nie przeszkadzały przy ćwiczeniach, więc doskonale było widać, jaką „spluwę” krył w pod nimi.
Raz faktycznie miałam problem, by odpowiednio dogiąć ciało do podłogi. Podszedł wówczas do mnie, przyklęknął za mną, gdy byłam absolutnie wypięta, a wyobraźnia już zaczęła pracować. Chwycił ponad moimi biodrami, jak ogier klacz i docisnął delikatnie, a przy tym stanowczo do maty. Czułam jednocześnie, jak opiera się kroczem o moje pośladki. Był wtedy tak blisko, a ja musiałam się zachować, choć pragnęłam naprzeć na niego, otrzeć się mocniej…
Aż jednego dnia…
Po kolejnym treningu poprosił, abym została. Zaprosił mnie do swojego gabinetu, gdy inne dziewczyny już wychodziły. Dostrzegałam ich zazdrosne spojrzenia, ale przecież… to nie musiało znaczyć nic więcej.
– Coś się nie zgadza z płatnościami? – zapytałam od razu.
– Nie, nie, Irenko… Tu nie o płatności chodzi – uśmiechnął się lekko – Praktykuję jogę od piętnastu lat… Widzę, że niektóre błędy robisz celowo. Częściej niż inne dziewczyny…
Moje usta otworzyły się na chwilę, by po momencie zamknąć. Oblałam się lekkim rumieńcem.
– Nie no, Krzysztof… Coś ty…
– Nie ściemniaj – parsknął cicho. Nie było to niegrzeczne, tylko raczej… z rozbawieniem – Nie od dzisiaj uczę i wiem, że kobiety są w stanie wiele zrobić, by poczuć męski dotyk… A tobie chyba na nim bardzo zależy.
Uniosłam na niego spojrzenie. Przyglądałam się, trochę niewinnie, trochę nieśmiało. Stwierdziłam, że zagram tą kartą.
– Jesteś ciekawa, co? Jakby to było, prawda?
– A jeśli tak? – uniosłam podbródek nieco śmielej, zerkając w te jego błękitne oczy.
Patrzyliśmy chwilę w milczeniu na siebie, aż on się podniósł i podszedł do okna. Milczał, a ja stałam coraz mniej pewna siebie, zaplatając palce wokół nadgarstka.
– Poszły już wszystkie – powiedział głucho i odwrócił się do mnie. Patrzyłam, jak podchodzi, jak chwyta moje przedramię i obraca mnie. Oparł moje pośladki o swoje biurko. Czułam jego męski uścisk, mający teraz zupełnie innych charakter. Nasze twarze były blisko, a między ustami wydawało się aż iskrzyć. Patrzyłam na niego i czułam, jak mimowolnie rozchylam wargi.
Pocałunek spadł jak grom. Całował mnie chciwie, namiętnie, jednocześnie błyskawicznie rozbierając mnie z ubrań. Po chwili byłam już bez legginsów i bez bielizny. A on – bez szortów i bokserek.
– Masz silną energię… Sprawdźmy, jaka ona jest w twoim łonie – powiedział i poczułam uderzenie dużego, twardego przedmiotu o moją szparkę. Gdy spojrzałam w dół, ujrzałam go. Ozdobiony węzłami i guzami żył imponujący fiut z potężną główką. Wyglądał jak umięśniony tłok. Idealnie zgrywał się z jego ciałem.
Byłam już podniecona, mokra jak po kąpieli, więc wślizgnął się bez problemu. Poczułam, jak głęboko dociera, jak otwiera kolejne centymetry mojej cipki. Odwdzięczyłam się, zaciskając się na nim.
– Oooch – westchnął – mięśnie Kegla widzę… na medal – wycofał się lekko i pchnął znów, a ja niemo jęknęłam.
– Twoja zasługa, Mistrzu – odparłam.
– Jeszcze nad nimi trzeba popracować – zaczął rytmicznie ruszać biodrami. Oplotłam go ciasno udami, dociskając mocno do siebie. Pragnęłam czuć całego fiuta, w głębi siebie. To było jak szaleństwo, jak mania, której chciałam pofolgować. Zdarłam z niego koszulkę i dotykałam pięknego, wyrzeźbionego jak u greckiego boga torsu. A on, idealnie harmonijnie, rytmicznie, pieprzył mnie. Jednocześnie odczuwałam to wszystko inaczej. Seks nie był już tylko rżnięciem. Było w tym coś transcendentalnego, a jednocześnie… czułam wszystko całym ciałem. Joga…
Orgazm był naturalną konsekwencją tego krótkiego zrywu. Zacisnęłam się mocno na jego grubym, żylastym penisie, przywierając do niego jak najciaśniej. To wychodziło poza zmysły, ale szczególnie zapamiętałam zapach. Pachniał nieco piżmowo, z nutą drzewa sandałowego…
– To była pierwsza lekcja – szepnął mi do ucha – Na drugą umówimy się osobno.