Oboje z mężem jesteśmy zapalonymi podróżnikami. Zawsze marzyliśmy o tym, by wyruszyć nie tyle lądem, co drogą morską po różnych wyspach Morza Śródziemnego. Tym razem padło na Hiszpanię… i wyczarterowaliśmy jacht. Co to była za przygoda! Pływaliśmy po dziesiątkach wysepek, jakie taką koronką ozdabiają śródziemnomorskie wybrzeże tego kraju. Jednak jednym z najlepszych wieczorów był ten, gdy na dworze panowała niepogoda, a naszym małym okrętem kołysały niemałe fale.
Skipper trzymał rękę na wszystkim, więc my mogliśmy się skupić na tym, co najprzyjemniejsze. Patrzyliśmy więc przez okienko na wzburzone morze, popijając wino, słuchając plusku wody i tuląc się do siebie. Czułam jego ciepło. Zawsze był gorący, ale ciepło południowego słońca sprawiało, że był jeszcze gorętszy. Do tego pachniał nieziemsko – nie tylko swoją kolońską, ale i morzem. Prawdziwie męski zapach…
Zaproponował, abyśmy poszli do kajuty. W końcu dzisiaj nic więcej i tak już na pokładzie nie zrobimy, a tam… tam będziemy mogli się w pełni odprężyć. Poszłam więc pierwsza, wzięłam tylko szybki prysznic i położyłam się na łóżku naga, na boku. Mój mąż przyszedł po kilkunastu minutach, również odświeżony. Przytulił się do moich pleców, a ja czułam jego skórę, włoski na ciele, sprzęt… Czułam to wszystko na sobie.
Jego ramię oplotło mnie, a dłoń zaczęła kreślić nieznane nikomu symbole na moim brzuchu. Gładził go z czułością i delikatnością, sunąc coraz wyżej, zmierzając do piersi. Obróciłam głowę do niego, by spojrzeć mu w oczy i spotkałam jego wzrok. Błądziłam spojrzeniem po jego twarzy, pragnąc jego pocałunku. Doczekałam się – nasze usta się zwarły miękko, ale i przy tym namiętnie, gdy jego dłoń uścisnęła moją pierś. Kołyszące jachtem morze sprawiało, że nasze ciała, mimo że spoczywały w łóżku, wydawały się wciąż być w ruchu. Ocieraliśmy się o siebie, co dodatkowo podkręcało sytuację.
Kilka chwil później miłych i łagodnych pieszczot, mój małżonek sunął dłonią w dół, wprost między moje uda. Czułam wyraźnie, jak szorstkie opuszki jego palców otaczają moją łechtaczkę i powoli ją drażnią. Surowość jego fizjologii nie była mi niemiła. Przynajmniej miałam świadomość, że przy mnie faktycznie leży facet.
Rozchyliłam uda, wpuszczając jego rękę głębiej. Pozwoliłam, by zaczął mnie rozpieszczać. Wpełzał palcami już nie tylko pomiędzy wargi, ale i głębiej, sięgając czułych punktów, które aktywowały we mnie najsilniejsze żądze. Nasze zespolenie było na tyle duże, że instynktownie wyczuwał, czego w tym momencie pragnęłam. I tak jego penis zaczął ocierać się o moją muszelkę. Gładko sunął po mokrych wargach w górę i w dół, jeszcze nim wszedł do środka. Przyciskał go dłonią do mnie, więc czułam na wierzchu każdą żyłę, fałdę i cały kształt jego sprzętu.
Pragnęłam więcej… i otrzymałam. Chwycił swojego dorodnego przyjaciela i powoli wepchnął go we mnie. Ponownie poczułam się jak dziewica, gdy jego potężny sprzęt rozszerzał moją cipkę. Westchnęłam głośno, spoglądając w jego oczy przez ramię. Każdy centymetr, milimetr, jaki we mnie pokonywał, wręcz wibrował. Pragnęłam tego, potrzebowałam tego… Tak samo, jak dotyku jego dłoni, która znów głaskała wrażliwy guziczek nad wejściem.
Ruszał biodrami powoli. Resztę dzieła dopełniały fale, które kołysały statkiem, a wraz z nim – nami. To było coś absolutnie niewyobrażalnego. Wcześniej każdy seks był dobry, ale ten na morzu… Tym bardziej że przecież nigdzie się nie spieszyliśmy się. To morze wprawiało nas w ruch.
Pragnęłam zaznać tego mocniej. Weszłam na niego, dosiadłam jego penisa do końca i pozwoliłam, by to morze mną kołysało. Wyciągnęłam tylko dłonie do góry, dotykając niskiego stropu. Dłonie mojego ukochanego spoczęły na moich biodrach. Każdy ruch morza, każda fala, jaka nami targnęła, sprawiała, że seks, mimo że nie dynamiczny, był przeżyciem nie z tej ziemi. Jakby moce natury same nas pchały na siebie. Widziałam, że nie tylko ja to tak czuję. Mój małżonek wyglądał, jak w hipnozie, pieszcząc moje ciało.
W końcu postanowiłam wziąć sprawę bardziej w swoje ręce. Zaczęłam skakać, poruszać się mocniej nie tylko w górę i w dół, ale i do przodu, jak i w tył. Uczepiłam się tylko mocno ramion mojego partnera i pozwoliłam sobie na szczyptę szaleństwa. Szaleństwa, które po krótkim czasie skończyło się obopólnym orgazmem. Czułam, jak się zaciskam na nim, a jednocześnie – jak on dochodzi we mnie. Nasze jęki zostały stłumione przez ryk wzburzonego morza.