Mam na imię Marta. Jestem nauczycielką historii w wiejskim gimnazjum. Niestety, po zamknięciu jednej z małych szkół, pracuję jedynie na pół etatu. Nie dość, że z tego powodu mam uszczuplone dochody, to pojawiły się nagle spore wydatki. Rozchorowała się moja mama, co niosło za sobą duże koszty leczenia. Jej sytuacja była na tyle skomplikowana, że trzeba było ją zawieźć do specjalistycznego szpitala w Warszawie.
Dzień później pojechałam za nią. W stolicy zawsze czułam się zagubiona. Ja, szara myszka z prowincji, studiowałam w Siedlcach, więc nigdy nie poznałam smaku życia w dużym mieście. Od zawsze miałam kompleks prowincjuszki.
Moją mamą miał opiekować się znany profesor. Poleciła mi go koleżanka, Agnieszka, która słyszała o jego dużym doświadczeniu i ważnych osiągnięciach. Powiedziała mi też, że to facet, który ogląda się za spódniczkami. Wzięłam to pod uwagę wybierając się do Warszawy. Pomyślałam, że jeśli wpadnę mu w oko, to może dobrze to wpłynie na opiekę nad mamą.
Starannie zrobiłam makijaż, podkreśliłam brwi i rzęsy, usta pomalowałam różową szminką. Żakiet i bluzkę tak dobrałam, żeby pokazać trochę dekolt, nie za dużo, ale na tyle żeby eksponował mój spory biust (noszę stanik 75 c). Mam pewien kompleks na punkcie piersi, wydaje mi się, że są nieco obwisłe, dlatego lubię zakładać biustonosze podnoszące je do góry. Właśnie taki stanik wtedy ubrałam. Biały, koronkowy, zapinany z tyłu.
Drugi mój kompleks to pupa, która jest trochę za duża. Długo zastanawiałam się, jaką spódniczkę założyć. Uznałam, że warto ubrać mini, w końcu mam zgrabne nogi. Niestety nie posiadałam zbyt dużego wyboru miniówek w mojej szafie, jako nauczycielka nie chodzę w nich zbyt często. W końcu wybrałam różową minispódnicę. Z suwakiem i rozcięciem z tyłu.
Bardzo lubię nosić pończochy. Założyłam beżowe, samonośne, zakończone ładną koronką. Ubrałam czarne, klasyczne szpilki. Stanęłam przed lustrem. -Jak na prowincjuszkę, to całkiem niezła laska ze mnie – uśmiechnęłam się w myślach. -Ciekawe czy facetom podoba się moja buzia? Tu mam dwa kompleksy – jestem okularnicą i mam zbyt wydatne usta.
W szpitalu musiałam trochę poczekać przed gabinetem profesora. Sanitariusze patrzyli się na mnie z uśmieszkiem, jakby sugerując, że wiedzą, dlaczego idę do profesora w mini i z dekoltem.
Profesor okazał się człowiekiem całkiem przystojnym, lekko szpakowatym.
-Zapraszam panią.
Miałam wrażenie że jego przeszywający wzrok zlustrował mnie dokładnie.
Lekarz opisał sytuację mamy. Powiedział, że wyleczenie może wymagać kosztownej operacji, która mogłaby być refundowana, ale wtedy czeka się zbyt długo. Przyznałam szczerze, że nie mam oszczędności, a pracując na pół etatu nie mogę liczyć na wystarczający kredyt. Profesor powiedział, że w takim razie wszystko zależy od tego, co uda mu się załatwić. Ma pewne kontakty, ale nie będzie łatwo. Przeraziłam się, myślałam tylko o jednym – co zrobić, żeby się udało?
Tymczasem pan doktor, jakby wyczuł, że ma pewną władzę na de mną. Już wcześniej oglądał moje nogi i gapił się na biust. Teraz, jakby bardziej ośmielony, położył rękę na moim kolanie.
W takich sytuacjach zawsze reagowałam stanowczo i odpychałam rękę faceta. Teraz było zupełnie inaczej, to przecież mężczyzna od którego zależy zdrowie mojej mamy. Nadal się do niego uśmiechałam. Profesor zaczął się trochę popisywać, opowiadając, jak skutecznie poradził sobie z podobnymi przypadkami. Cały czas gładząc moje kolano.
Nie mogłam zachować się inaczej, jak tylko wyrazić podziw dla jego wiedzy i doświadczenia.
-Jak to dobrze, że mama trafiła pod tak dobrą opiekę.
Lekarz uśmiechnął się i zaczął ręką gładzić nie tylko moje kolano, ale posuwać ją wyżej, po udzie.
Speszyłam się. Nie wiedziałam jak zareagować. Z jednej strony, chciałam to przerwać, z drugiej, cały czas miałam na uwadze mamę… Pomyślałam, że sama jestem sobie winna, zakładając tę krótką spódnicę. Chciałam mu jakoś przeszkodzić. Założyłam nogę na nogę. Jednak to nie był dobry pomysł. Moja spódniczka podsunęła się do góry, a nogi znalazły się w bardziej kuszącej pozycji…
Próbowałam obciągnąć ją trochę w dół, ale niewiele poprawiło to moją sytuację. Tymczasem pan doktor uścisnął moje udo i masował je coraz śmielej. Postanowiłam, że będę mu na to pozwalała, tylko dopóki nie sięgnie brzegu mojej miniówki.
Jednak on szybko dotarł do skraju spódniczki. Wtedy uśmiechnęłam się i stanowczo odsunęłam jego rękę. Pan doktor nie zraził się. Wręcz przeciwnie. Jakby ucieszył się, że nie ma łatwo.
Ponownie, posuwając dłoń po udzie, dotarł do końca spódnicy, jednak nie wkładał mi pod nią ręki, tylko wsunął czubek palca i przesuwał go równolegle do jej brzegu. Peszyłam się i znów nie wiedziałam jak się zachować. Z drugiej strony sprawiało mi to przyjemność. Chyba mu się podobałam.
Wbrew mojej wcześniejszej decyzji, nie reagowałam. A on zagłębiał swój paluszek coraz bardziej. Czułam się, jakby powoli zdobywana… Dotarł do miejsca, w którym zaczynała się koronka. Jakby badał jej materiał. A więc odkrył, że mam na sobie pończochy. Najwyraźniej mu się to spodobało, bo uśmiechnął się szeroko. Pewnie faceci wyobrażają sobie, że kobieta w pończochach chce być bardziej seksowna i dostępna…
-Uwielbiam gdy kobieta jest w pończochach. Zwłaszcza z koronką.
-Panie doktorze. Nie rozmawiajmy o moich pończochach…
Zmieszana ponownie odsuwałam jego rękę. A gdy mimo to chciał nadal wtargnąć pod miniówkę, wstałam, poprawiłam spódniczkę i powiedziałam, że wychodzę.
-Kiedy mogę przyjść, żeby dowiedzieć się więcej o stanie zdrowia mamy?
-Pojutrze będziemy mieli wyniki szczegółowych badań. Zapraszam po czternastej. Ale proszę chwilkę poczekać, odprowadzę panią do windy.
Wychodząc przed nim, domyślałam się, że patrzy jak kręcę tyłkiem. Miałam świadomość, że w obcisłej minispódniczce moja duża pupa odznacza się wyraźnie.
Doktor był szarmancki, na pożegnanie pocałował mnie w rękę. Odniosłam wrażenie, że upewnia się, czy nie mam obrączki.
W domu ciągle myślałam o profesorze. Szykując się do następnego wyjazdu, postanowiłam, że nie założę krótkiej spódniczki, ale taką za kolana. Ale za to pozwoliłam sobie na większy dekolt. Jestem dumna z mojego atrybutu kobiecości i odczuwam przyjemność widząc facetów gapiących się na moje piersi.
Założyłam fioletowy, koronkowy stanik i brązową bluzeczkę, którą dostałam w prezencie od Anki. Obawiałam się, że będzie mi widać w niej biustonosz. Dlatego specjalnie nachyliłam się przed lustrem, żeby przekonać się, co można zobaczyć. Rzeczywiście fioletowa koronka była troszkę widoczna.
Do czerwonej spódnicy pasowały czarne pończochy. Założyłam znowu samonośne. Podniecało mnie, że będę u lekarza w pończochach, ale tym razem on nie dowie się co skrywam pod spódnicą…
W szpitalu najpierw odwiedziłam mamę. Ucieszyłam się, że czuje się lepiej. Mama powiedziała, że pan doktor poświęca jej wiele uwagi. Ona też słyszała, że profesor ma w szpitalu opinię kobieciarza.
-Podobno żadnej ładnej pielęgniarce nie przepuści. Zaleca się też do pacjentek.
-Może to tylko plotki?
-Dopytywał się o ciebie. Pytał, czy jesteś panną, czy masz narzeczonego, czy mieszkasz ze mną. Uważaj, żeby na ciebie nie zapolował.
-Mamo… Nie sądzisz chyba, że jestem taka łatwa do upolowania…
Po tej rozmowie weszłam do gabinetu. Lekarz bardzo miło się ze mną przywitał. Znów pocałował mnie w rękę i uśmiechał się uroczo.
-Potwierdziły się moje przypuszczenia. Wyniki są odpowiednie do przeprowadzenia operacji. Ale, żeby pomóc pani mamie, będę się musiał sporo natrudzić.
Usiadł obok mnie i znowu położył rękę na moim kolanie. Uśmiechałam się i patrzyłam mu w oczy.
-Jeśli mogę w czymś pomóc, to jestem do dyspozycji.
Lekarz masował moje kolano przez materiał spódnicy i nie odzywał się. Patrzył się na mój dekolt. Krępowało mnie jego milczenie, bałam się, że powiedziałam coś, co on zrozumiał opatrznie …
On tymczasem wsunął rękę i złapał mnie za kolano już pod spódnicą. Pewnie testował mnie jak zareaguję. Oczywiście odpychałam jego rękę.
Ale on nie zabrał jej spod spódnicy. Drugą ręką schwycił moją dłoń i nachylił się do mnie. Szepnął:
-Zrobię wiele, żeby pani pomóc.
Patrzył się jednocześnie w mój biust, jakby sugerując na czym mu zależy. Żałowałam, że ubrałam tę bluzkę. Widział moje półkule i rowek między nimi. Co on sobie o mnie pomyślał?
Nagle uśmiechnął się chytrze.
-Właściwie to powinienem panią przebadać. Jest pani córką. A pewne kwestie są dziedziczne. Proszę zdjąć bluzkę.
-Ależ panie doktorze… nie jestem przygotowana na badanie…
-Proszę nie dyskutować.
Domyślałam się, że tu nie chodzi o badanie, ale o to, żeby mógł sobie obejrzeć moje piersi. Ale co miałam robić? Posłusznie zaczęłam rozpinać guziki. Gapił się łapczywie jak rozpinana bluzeczka odsłania mój biust opięty koronkowym stanikiem. Odłożyłam bluzkę i stanęłam przed lekarzem w biustonoszu w kwiecisty wzorek.
Byłam speszona, ale jego to najwyraźniej podniecało. Delektował się widokiem. Przez koronkowy materiał przebijał się zarys moich brodawek.
-Proszę zdjąć stanik.
-Ależ chyba nie ma takiej potrzeby. Gdy bada mnie lekarz rodzinny, zawsze mogę zostać w biustonoszu…
-Niech pani zdejmie stanik – zmarszczył brwi.
Poczułam, że ma nade mną władzę. Wydało mi się to dość podniecające… Zaczęłam powoli rozpinać haftki na plecach. Czułam się, jakbym robiła przed nim striptiz. A on był tym wyraźnie podniecony. Bacznie patrzył się na piersi. Kiedy zsunęłam ramiączka i odłożyłam stanik, szybko zakryłam biust dłońmi. Uśmiechnął się, gdy zobaczył mój wstyd.
-Dlaczego się pani krępuje? Ma pani piękne piersi.
-Dziękuję…
Każda kobieta lubi takie komplementy, ale nie każda chciałaby je usłyszeć w takiej sytuacji.
Podszedł do mnie ze słuchawką i zaczął mnie badać. Ja podczas osłuchiwania cały czas zakrywałam piersi dłońmi. Chyba bardziej go to podniecało, niż gdybym je odsłoniła.
-Proszę teraz oddychać bardzo głęboko, wziąć pełen oddech.
Nabrałam powietrza do płuc.
-Chcę widzieć jak pani oddycha.
Delektował się moją bezradnością i swoją przewagą. Odsunął mi ręce i gapił się natarczywie na cycki. Nieopalone kontrastowały z resztą ciała.
Uśmiechnął się.
-Teraz pora je zbadać.
Wiedziałam, że to pretekst, żeby je obmacać. Ale co mogłam zrobić?
Wziął moje piersi w ręce. Zaczął je delikatnie ściskać.
-Co pani czuje?
-Wszystko chyba w porządku. Nie czuję żadnego bólu.
Tak naprawdę odczuwałam podniecenie. Obcy facet ogląda i obmacuje moje cycki. Mnie, porządnej nauczycielce. A ja mu na to pozwalam…
-A teraz co pani czuje?
W tym momencie zaczął ściskać je o wiele mocniej.
-Auuaa! Chyba za mocno…
-Czyżby nie były do tego przyzwyczajone?
-Panie doktorze… Nie mam jeszcze dziecka.
Facet za dużo sobie pozwalał. Ale to od niego zależało zdrowie mojej matki. Badanie moich piersi trwało znacznie dłużej, niż rutynowo. Wiedziałam, że on się w ten sposób podnieca. Spojrzałam na jego spodnie. Było tam zauważalne wybrzuszenie.
-Panie doktorze, chyba wystarczy już tego badania moich piersi?
-Wiem co robię.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Lekarz burknął:
-Jestem zajęty.
I trzymał mnie nadal, mimo że chciałam się uwolnić.
Drzwi otwarły się i stanął w nich młody chłopak, pewnie jakiś praktykant.
-Powiedziałem, żeby nie wchodzić – krzyknął lekarz.
Chłopiec zobaczył mój nagi biust zanim się zasłoniłam. Wybałuszył oczy. Zziajany wydyszał:
-Ale pana wzywają natychmiast! Powiedzieli, że musi pan biec do siódemki!
-Cholera! Proszę zaczekać – krzyknął do mnie i wybiegł.
Tymczasem chłopak został w gabinecie.
-Niech się pani nie krępuje. Muszę tu znaleźć pewien dokument.
Nigdzie nie było parawanu żebym mogła się schować. Odwróciłam się do chłopaka plecami i założyłam stanik. Czułam jego wzrok na sobie gdy zapinałam biustonosz i bluzkę. Jest w wieku, kiedy chłopcy myślą tylko o jednym…
-Czy może mi pani pomóc? Szukam serii dokumentów oznaczonych tak jak ten. To bardzo pilna i ważna sprawa.
-No dobrze. Skoro to takie ważne.
Miałam szukać w szafkach tuż nad podłogą. Kiedy kucnęłam, uświadomiłam sobie, że gówniarz ma dobry widok na mój dekolt z góry. Może po prostu chciał mieć pretekst, żeby sobie pooglądać moje cycki? Trochę mnie to peszyło, ale z drugiej strony odczuwałam dumę, że moje piersi tak kuszą facetów.
Chłopak miał na imię Jarek. Mimo, że był nieśmiały, odważył się zaprosić mnie na kawę. Odmówiłam mu, ale gdy grzecznie ponawiał zaproszenie, pomyślałam sobie, że w ten sposób mogłabym sobie wypełnić czas po wizytach w szpitalu, muszę zazwyczaj długo czekać na autobus. Gdy uśmiechnęłam się i zgodziłam, Jarek nie mógł ukryć zadowolenia. Zapisał mój numer telefonu i powiedział, że nie może się doczekać.
Kiedy wrócił lekarz, Jarek wyszedł z gabinetu patrząc się na mnie, jakby był zazdrosny.
Pan doktor znowu usadził mnie obok siebie. Był konkretny i rzeczowy. Ale widać było, że ma świadomość władzy nade mną. Znowu położył mi rękę na kolanie. Znowu wsunął rękę i zaczął masować moje uda.
-Jest pani nie tylko piękna, ale i elegancka. Uwielbiam kiedy kobieta ma na sobie pończochy. A pani dziś ma je znowu na sobie?
Zaniemówiłam. A on bezceremonialnie i bez pytania o zgodę, złapał mnie za brzeg spódnicy i podciągnął do góry.
-Co pan robi!
Oburzona szybko złapałam się za spódnicę i obciągnęłam ją z powrotem. Ale on oczywiście zdążył zobaczyć koronki moich pończoch.
-Nosi pani samonośne?
W takiej sytuacji oczywiście spoliczkowałabym faceta. Ale tutaj tylko dokładnie poprawiłam spódniczkę, założyłam nogę na nogę i położyłam ręce na kolanie.
-Panie doktorze. Jeszcze raz proszę, nie rozmawiajmy o moich pończochach …
Znów był rzeczowy i podkreślał, że właściwie wszystko zależy od jego spotkań z ludźmi, którzy coś mogą. A więc sugerował, że nie powinnam się opierać podczas jego zalotów. Bałam się, że jeśli dalej będę taka chłodna, to może odpuścić sobie załatwianie sprawy mojej mamy. Nie mam wyjścia. Uśmiechnęłam się do niego miło.
Pan doktor natychmiast przystąpił do ofensywy. Jego ręka wtargnęła pod moją spódniczkę. Na krótko tylko zatrzymała się na kolanach, po czym powoli, ale zdecydowanie zaczęła zdobywać teren sunąc wzdłuż ud. Zatrzymała się na koronce pończoch. Pan doktor uśmiechnął się błogo. Palcami jakby badał szerokość koronki. Jego palec wskazujący czułam przez pończochę, a kciuk już na nagim ciele powyżej koronki. Mam bardzo wrażliwe uda i ta sytuacja bardzo mnie podniecała.
-Panie doktorze… Nie… Proszę przestać…
Protestowałam i zaciskałam uda, ale nie odpychałam stanowczo jego rąk. Mój protest tylko go jeszcze bardziej podniecił… Jego dłoń przesunęła się powyżej pończochy i zaczęła pieścić moje uda.
Westchnęłam cichutko.
Wtedy pan doktor w jednej chwili posiadł moje usta. Całował mnie łapczywie i mocno. Próbowałam odchylić usta, ale on wtedy złapał moją głowę i przyciągnął mocno do siebie. Jednocześnie jego ręka nadal buszowała pod spódnicą. Nieuchronnie zbliżała się do mojego najintymniejszego miejsca…
Próbowałam ją powstrzymać, ale i tak dotarła do moich majteczek. Poczułam przez nie uścisk. Przez koronkę stringów zaczął pieścić moją szparkę.
-Nie! Nieee…
Chciałam się oswobodzić, ale trzymał mnie mocno. Pewnie wyczuł, że moje majteczki są wilgotne… Wpakował w nie rękę i dotykał mojej cipki bezpośrednio. Przesuwał wzdłuż niej swój środkowy palec. Westchnęłam znowu. Nagle zaczął wpychać go w moją dziurkę…
-Nie… Proszę. Nie.
Ale on był strasznie podniecony.
-Pani nauczycielka ma bardzo ciasną jamkę.
Czułam w pochwie jego natarczywy palec.
-Proszę mnie zostawić!
-Marto, masz cudowną norkę. I mokrą.
Jego palec wbijał się we mnie z coraz większym impetem. Wsuwał się i wysuwał, jakby symulował stosunek… Nie mogłam powstrzymać swoich jęków…
-Aaaaaa… aaaaa…
To wszystko potoczyło się za daleko. Musiałam się wyrwać. W sukurs przyszło mi pukanie do drzwi. Zerwałam się jak oparzona. Szybko poprawiłam kieckę.
-Nie wchodzić!
-Panie doktorze. Widzę, że muszę już iść. Jak mam się dowiedzieć o wynikach naszej sprawy? Czy mogę zadzwonić?
-Wolę, żeby pani przyjechała osobiście. To zbyt delikatna materia…
Lekarz uśmiechnął się uwodzicielsko.
-Zapraszam w piątek.
Domyślałam się oczywiście, dlaczego mam stawić się osobiście. I na czym polega delikatność materii. Ale zdrowie mamy jest tu najważniejsze. Podziękowałam, wzięłam torebkę i szybko wyszłam.
Okazało się, że do gabinetu znowu dobijał się Jarek. Zaczepił mnie przed drzwiami.
-Pani Marto. Długą wizytę miała pani u doktora.
-No tak…
-Ma pani troszkę potargane włosy.
-Dziękuję za uwagę. To dlatego, że szybko ubierałam się po badaniu. Zaraz je poprawię.
-Może też pani poprawić szminkę. Rozmazała się…
To oczywiście po ustach dyrektora. Poczułam się zażenowana. Jarek tymczasem zamiast wchodzić do gabinetu, stal i gapił się na mnie. Pewnie zobaczył że mam pogniecioną spódnicę. Co za wstyd. Co on sobie o mnie pomyśli? Chyba nie uzna mnie za taką, która pozwala doktorowi na wszystko…
Przez pół nocy rozmyślałam o mamie i o zajściu z doktorem. Na drugi dzień trudno było mi się skupić w pracy. Nawet uczniowie zauważyli, że ciągle jestem zamyślona.
Piątek zbliżał się nieubłaganie. Zastanawiałam się, jak się zachować? Jak się ubrać? Na pewno żadnych dekoltów. Spódnica do kostek. Ale co zrobić, żeby mu za wiele nie pozwolić, ale też nie zrazić go? Raczej nie uchronię się od kolejnych zalotów…
Postanowiłam pod spódnicę założyć długą różową halkę z falbankami. Na górę dopasowany grafitowy żakiecik. Niech będzie widać kształt mojego biustu, ale niech wszystko będzie zakryte. Szpilki na najwyższym obcasie jaki mam. Im będę wyższa, tym pewniej będę się czuła.
Tak ubrana stanęłam przed lustrem. Poczułam się jak staromodna damulka. Długa, brązowa spódnica zakrywała moje nogi, a bluzeczka była zapięta pod szyją. Obcisłe ubranie podkreślało moje kobiece kształty. Pomyślałam sobie, że taki wygląd pewnie prowokuje facetów do fantazji w której zadzierają mi tą długą kieckę do góry. Dlatego stojąc przed lustrem, złapałam za dół spódnicy i podciągnęłam ją wysoko razem z halką. W odbiciu było widać moje nogi w brązowych pończochach. Tym razem nie samonośnych, ale trzymanych przez czarny, koronkowy pas do pończoch.
W szpitalu pan doktor przywitał mnie jak zwykle cmoknięciem w dłoń. Usiadł obok i wyjaśnił, że sprawa jest na dobrej drodze, ale decyzja jeszcze nie zapadła. Potem szybko zmienił temat.
Powiedział, że bardzo mu się podobam i że nie może zapomnieć ostatniej mojej wizyty. Że pamięta moje usta… I od razu przeszedł do całowania…
Wzbraniałam się, ale on objął mnie zdecydowanie i szybko posiadł moje usta. Jedną ręką trzymał mnie mocno za głowę, drugą pieścił ramię, plecy. Potem jego dłoń zjechała na pupę. Złapał za nią mocno, ściskał pośladki. Potem przesunął rękę na biust. Wsunął ją w żakiet i przez bluzkę pieścił moje piersi. Próbowałam go odepchnąć, ale był bardzo stanowczy, jeszcze mocniej złapał moje cycki. Aż westchnęłam.
-Ooooch… Nie…
Moje protesty podniecały go… Może budziły w nim pierwotny instynkt zdobywcy? Gniótł moje balony, jakby chciał wydobyć ze mnie kolejne westchnienia lub jęki. Wzdychałam. Ale jemu nie wystarczyło miętoszenie biustu przez bluzkę i stanik. Zabrał się za rozpinanie guziczków. Wtedy stanowczo zaprotestowałam.
-Panie doktorze, przebadał pan ostatnio moje piersi dostatecznie…
-Dostatecznie, żeby stwierdzić, że są wspaniałe. Nie wypuszczę cię stąd, dopóki nie nacieszę nimi swoich oczu.
Powiedział to tak stanowczo, że zrezygnowałam z oporu. Moja bluzeczka szybko odsłoniła biały koronkowy biustonosz. Lekarz sprawnie wyłuskał cycki z miseczek. Zaczął je całować i ssać. Gdy przygryzł mój sutek, jęknęłam cichutko.
-Uwielbiam takie dorodne melony. Mógłbym je badać godzinami.
Podniecał mnie jego zachwyt nad biustem. Także zabawy nim.
Jednak mój zdobywca był o wiele bardziej podniecony. Nagle popchnął mnie na leżankę. Gdy znalazłam się na plecach, szybko zadarł do góry moją długą spódnicę. Zobaczył, że pod nią mam halkę, więc ją także szybko podciągnął. Byłam zaskoczona i sparaliżowana. Nie mogłam z siebie wydusić słowa. Wykorzystał to i wskoczył na mnie. Chciałam wierzgać nogami, ale on szybko znalazł się między moimi udami. Przygniótł mnie swoim ciężarem. A więc jednak chce mnie posiąść… Do tej pory byłam przekonana, że mu na to nie pozwolę…
-Co pan robi! Proszę mnie zostawić…
Zupełnie nie wiedziałam jak się zachować. Nie zapominałam po co tu przyszłam i bałam się, że jeśli zacznę krzyczeć, to odbije się to później na sprawie mojej mamy. Z drugiej strony podniecało mnie to, że jestem taka bezbronna, zdana na jego łaskę… Że chce mnie wziąć siłą… To też usprawiedliwiało mnie przed sobą samą…
Szybko zsunął mi majteczki i droga do mojego skarbu była utorowana…
Rozpiął rozporek i wkrótce na udach poczułam jego męskość. Był strasznie napalony. Sapał mi nad uchem, a penisa przykładał do mojej małej. A więc zaraz w nią wtargnie. A ja nic nie mogę zrobić… Mogę mu tylko ulec…
Ale nie przestawałam protestować. Szeptałam:
-Nie… nie… nie…
Mój opór wyzwalał w nim większe pożądanie, chęć przełamania go. Zdobycia mnie szturmem.
Nakierował taran na wrota mojej świątyni. Rozpoczął bezlitosne natarcie.
-To cudownie, że pani nauczycielka ma taką cudowną szparkę. Wydepilowaną, gorącą i wilgotną. Ale przede wszystkim ciasną…
Peszył mnie ten komentarz. Zarówno ze względu na sytuację, jak i na to, że odkrył moje niezbyt duże doświadczenie.
-Chyba nie była zbyt mocno używana? Prawda Marto? W takie lubię wchodzić najbardziej.
-Proszę… Tylko nie to…
Nie zważał na moje słowa i nie przerywał ofensywy. Jego penis wbijał się w moją pochwę. Szturmował ją powoli, ale stanowczo. Dotarł do połowy. Czułam jak rozpycha jej ścianki. Bolała mnie, więc żeby stawiać mniejszy opór, rozłożyłam nogi szerzej.
Zaczęłam cichutko wzdychać w rytm jego pchnięć:
-Oooch… nie… oochh… nieeeeee…
Wyraźnie go to kręciło. Wreszcie wcisnął swoją długą lancę do końca. Poczułam ją bardzo głęboko w sobie. Zostałam ostatecznie zdobyta. Westchnęłam głośniej.
Zdobywca wsuwał i wysuwał swoją dzidę. Wykonywał coraz mocniejsze pchnięcia, jakby chciał wydobyć ze mnie jęki. Nie mogłam się powstrzymać i najpierw jęczałam bardzo cichutko. Ale gdy jego tłok przyspieszył, zaczęłam jęczeć głośniej.
Leżanka pode mną była mocno zużyta. Skrzypiała po każdym ruchu. A gdy pchnięcia stały się mocniejsze, łóżko skrzypiało jeszcze bardziej. Bałam się, że w sąsiednich pomieszczeniach słychać co robi mi pan doktor.
A mój pogromca dopiero się rozpędzał. Ujeżdżał mnie bez wytchnienia. Jego drąg penetrował moje wnętrze.
-Od kiedy zobaczyłem cię pierwszy raz, nie miałem wątpliwości że muszę cię mieć. A moim marzeniem od zawsze było zerżnąć na tej leżance nauczycielkę.
Posuwał mnie takimi uderzeniami, jakby chciał jak najmocniej rozepchać moją cipkę. Czułam, jak w rytm pchnięć podskakują moje piersi.
-Jesteś cudowna. Nawet nie wiesz jak długo mógłbym cię tak pieprzyć.
A mi wydawało się, że to trwa całą wieczność…
Strasznie się bałam zajścia w ciążę. Musiałam mu to powiedzieć.
-Doktorze… uważaj proszę… może mi pan zrobić dziecko…
Niestety jego chyba podniecała możliwość zapłodnienia mnie…
-Nie bój się maleńka…
Ale ja oczywiście bałam się. Jednak o dziwo, ten strach okazywał się bardzo podniecający. Sama nie wiem dlaczego podniecała mnie myśl, że mogę zostać „zbrzuchacona”.
-Swoją drogą, chętnie zmajstrowałbym ci dzidziusia… zostawił pamiątkę…
-Niee! Niech pan mi tego nie robi!
Ale on nadal posuwał mnie rytmicznie.
Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Przestraszyłam się, chciałam się szybko zerwać. Ale lekarz nie schodził ze mnie i trzymał mnie mocno. Moje zawstydzenie było nie do opisania, gdy usłyszałam głos Jarka:
-Panie doktorze, mogę wejść?
O Boże! Zaraz wejdzie i zobaczy mnie leżącą z zadartą spódnicą, dosiadaną przez doktora. Próbowałam się wyszarpnąć, ale tylko leżanka zaskrzypiała. W tym czasie poczułam, jak ciepła substancja wypełnia mnie w środku. A więc stało się…
Na szczęście Jarek nie otworzył drzwi. Doktor zszedł ze mnie. Gdy obciągałam halkę i spódnicę poczułam jak sperma cieknie mi po udach i pończochach. Poczułam się wykorzystana, ale jednocześnie odczuwałam specyficzny rodzaj przyjemności.
Lekarz, z miną zdobywcy który dopiął swojego celu, zasuwał rozporek.
Schwyciłam torebkę i szybko wyszłam z gabinetu. Poszłam do mamy.
-Marta, jak ci się rozmawia z doktorem. Nie podrywa cię przypadkiem?
-Co zrobić… Podrywa…
-Taka nasza kobieca dola. Uważaj na siebie. Mówią o nim, że lubi kobiety w twoim typie. W twoim wieku, z dużymi piersiami. Ale na nic mu nie pozwoliłaś?
-No mamo! Coś ty…
-Marta, masz plamę. W ogóle jakaś wygnieciona ta spódnica…
-Może gdzieś siadłam…
Byłam potwornie zawstydzona. Dobrze wiedziałam skąd jest ta plama… Miałam nadzieję, że mama nie domyśliła się, kto pogniótł i zaplamił kieckę córki…