Była ciepła, wiosenna noc. Zegarek w telefonie Elizy informował, że było wpół do trzeciej, co oznaczało, że autobus nocny przyjedzie dopiero za pół godziny. Eliza usiadła na ławce. W głowie brzęczała jej wciąż klubowa muzyka, a świat, jakby w rytm do niej lekko wirował.
Dziewczyna śledziła mętnym wzrokiem przejeżdżające od czasu do czasu samochody, które były o tej porze jedyną atrakcją w okolicy. Nigdzie nic się nie działo, głucha cisza, żadnych ludzi. Eliza czuła, jak oczy jej się same zamykają. Była potwornie zmęczona i w tej chwili marzyła tylko o tym, by rzucić się na łóżko i zasnąć, nawet w ubraniu…
Ocknęła się nagle i gwałtownie. Przed oczami miała rozmazany obraz zamykających się drzwi autobusowych. Zerwała się na tyle szybko, na ile była w stanie, ale było już za późno. Autobus odjechał i choć dziewczyna krzyknęła i machała ręką, kierowca albo jej nie widział, albo nie chciał widzieć. Eliza zaklęła pod nosem. Rozkład na który spojrzała wskazywał, że kolejny autobus przyjedzie dopiero za godzinę. Zastanawiała się przez chwilę czy czekać, czy pójść pieszo. Do domu stąd miała kilka kilometrów, trochę daleko, ale dziewczyna bała się, że znowu przyśnie na przystanku, więc niechętnie zgarnęła z ławki swoją torebkę, lecz zanim ruszyła w drogę, zerknęła na swoje odbicie w ciemnej szybie przystankowej wiaty. Eliza przyglądała się sobie uważnie, ale na jej smukłej i pięknej twarzy nie znalazła nic, co można by poprawić. Jej długie, farbowane na blond włosy też wyglądały dobrze, wciąż związane w doskonały koński ogon. Dziewczyna poprawiła tylko trochę swoją skórzaną kurtkę, pod którą krył się biały top na cienkich ramiączkach, co, przynajmniej jej zdaniem, świetnie pasowało do krótkiej i zwiewnej spódnicy w drobne, różnokolorowe kwiaty, czarnych rajstop i skórzanych butów na średnim obcasie. Eliza nigdy nie oszczędzała na swoim wyglądzie. Zawsze starała się ubierać modnie i wyglądać jak najlepiej.
W końcu ruszyła w drogę. Szła wzdłuż ulicy chodnikiem w towarzystwie dźwięku swoich własnych kroków i żółtego światła miejskich latarni. Po drodze nie spotkała jak dotąd nikogo. Miała nadzieję, że trafi chociaż na jakąś taksówkę i kiedy ta myśl pojawiła się w jej głowie, nagle poczuła się jak skończona idiotka. Jak mogła o tym nie pomyśleć? Idąc dalej zaczęła szukać w swojej torebce telefonu i wtedy nagle na coś wpadła. Była lekko zdezorientowana i zaskoczona nagłą przeszkodą, której wcześniej nie widziała, a którą okazał się być wysoki mężczyzna.
– P-przepraszam – wyjąkała dziewczyna sięgając szybko po swoją torebkę która jej wypadła, po czym zerknęła w górę na twarz mężczyzny. Był co najmniej o głowę od niej wyższy, miał krótko przystrzyżone, brązowe włosy, kwadratową szczękę z kilkudniowym zarostem i był zdecydowanie dobrze zbudowany, co uwydatniała jego szara i lekko obcisła koszulka z długim rękawem.
– Nic się nie stało? – zapytał się Elizy po czym schylił się, by pomóc jej podnieść torebkę.
– N-nie, przepraszam jeszcze raz. Zagapiłam się.
Eliza wyprostowała się, uśmiechnęła nieśmiało i odwróciła by ruszyć dalej. Sięgnęła dłonią do torebki by zadzwonić po taksówkę, ale zatrzymała się na chwilę.
– Nie wie pan może, czy nie ma tu w pobliżu jakiegoś postoju taksówek? Uciekł mi autobus i…
– Jasne – odparł szybko mężczyzna. – Kilka ulic dalej jest postój, trzeba skręcić tu niedaleko w prawo i przejść kawałek między blokami… Wiesz co? Akurat zmierzałem w tamtym kierunku, mogę cię kawałek poprowadzić i dalej na pewno trafisz sama.
– Ooookeej, jasne czemu nie – powiedziała Eliza bardzo niepewnie. Nie chciała nigdzie iść z tym kolesiem, sama by sobie świetnie poradziła, ale szybko pomyślała o tym jak głupio byłoby mu odmówić i iść samej, kiedy on i tak szedłby za nią.
Ruszyli oboje niewiele się do siebie odzywając. Eliza udawała że była zajęta sprawdzaniem czegoś w telefonie.
Skręcili w prawo i szli dalej wzdłuż ulicy. Po ich prawej stronie kilka metrów przed nimi była otwarta brama z wjazdem na niewielkie podwórko. Szyld nad bramą informował, że był to warsztat samochodowy. Na chwilę uwagę dziewczyny przykuła grająca stamtąd muzyka…
I wtedy nagle Eliza poczuła, jak mężczyzna z którym szła jedną dłonią zakrył jej usta, a drugą objął ją tak, że nie mogła ruszać rękoma. Zaczął ciągnąć ją w stronę warsztatu. Eliza próbowała się opierać, nie chciała iść, zaczęła się wyrywać, ale mężczyzna był zdecydowanie silniejszy od niej. Nie mogła nic zrobić. Ciągnął ją przez podwórze w stronę wielkiego, zamkniętego garażu w którym paliły się światła i gdzie muzyka robiła się coraz głośniejsza. Weszli do środka tylnymi drzwiami i dopiero wtedy mężczyzna puścił Elizę, a raczej wepchnął ją z całej siły do środka tak, że dziewczyna prawie się przewróciła.
– Ej, co się stało? – spytał jakiś obcy, ochrypły głos.
– Patrzcie jaką sardynkę złowiłem – odrzekł mężczyzna w szarej koszulce zatrzaskując za sobą drzwi.
– Stary, miałeś iść tylko do monopolowego – zaśmiał się jeszcze ktoś inny.
Eliza zauważyła kilku różnych mężczyzn, ale żadnemu się nie przeglądała, szybko ruszyła w stronę drzwi, ale jej oprawca znów zakrył jej usta i objął tak, że nie mogła nic zrobić.
– No miałem iść, ale popatrz co spotkałem. Wypuścił byś taką sztukę?
Mężczyźni zaczęli powoli zbliżać się do Elizy. Każdy chciał ją dokładnie obejrzeć. Eliza w tym czasie mogła przyjrzeć się im uważniej. Razem z tym, który ją trzymał było ich pięciu. Wszyscy wyglądali podobnie. Krótkie włosy, dobrze zbudowani, ubrani najzwyczajniej jak tylko się dało. Każdy z nich uśmiechał się dziwnie i chciał dotknąć i pomacać trochę zgrabnego ciała Elizy. Jeden z nich podwinął jej spódnicę i zaczął pieścić jej pośladki, inny wsadził jej dłoń między nogi dobierając się do jej krocza, jeszcze inny gładził ją po udzie. Eliza zaczęła krzyczeć, ale jej krzyk był cichy i tłumiony przez dłoń jej napastnika.
Jeden z mężczyzn zaczął się rozbierać, inni szybko poszli jego śladem. Dziewczyna wykorzystała moment i całą swoją mocą wyrwała się z uścisku. Ruszyła natychmiast przed siebie chcąc uciec gdziekolwiek. Telefon i torebka którą ciągle ściskała w dłoni wypadły jej na ziemię. Przed nią był tylko samochód, zamknięte drzwi garażowe i mnóstwo półek i szafek z narzędziami. Była kompletnie zdezorientowana. Jeden z mężczyzn ścisnął ją mocno za szyję i przyparł do ściany. Eliza czuła jak serce bije jej coraz mocniej.
– Gdzieś się wybierasz laleczko? – zapytał agresywnym tonem. – Przecież jeszcze się nie zdążyliśmy zabawić.
Jedną dłonią ściskał jej szyję tak, że ledwo mogła oddychać, a drugą sięgnął po leżący na półce obok nóż. Eliza była coraz bardziej przerażona. Oddychała szybko. Była sparaliżowana strachem. Mężczyzna złapał mocno w pasie za jej spódnicę, po czym z pomocą noża rozdarł ją i ściągnął z niej. Dziewczyna odruchowo próbowała zasłonić dłońmi krocze, a w tym czasie mężczyzna odłożył nóż i owinął rozdartą spódnicę wokół jej głowy tak, że materiał zakrywał całą jej twarz. W czasie, kiedy zawiązywał na supeł spódnicę z tyłu jej głowy, ktoś inny wyciął jej z przodu dziurę w miejscu, w którym miała usta. Potem dwaj mężczyźni odciągnęli ją od ściany i zmusili, żeby klęknęła. Eliza czuła co się zaraz stanie i nie myliła się. Długi, sztywny i naprężony fiut wsunął się w jej usta zanim zdążyła je zamknąć. Jeden z napastników trzymał ją obiema dłońmi za głowę i posuwał ją w tył i przód, w tył i przód. Mocniej i mocniej, szybciej i szybciej. Z każdą chwilą był coraz bardziej gwałtowny, coraz bardziej brutalny. Eliza miała odruchy wymiotne, było jej niedobrze, krztusiła się, zaczęła się ślinić. Chciała krzyczeć, ale zamiast tego wydobył się z niej dźwięk podobny do płukania gardła. Mężczyzna ruszał jej głową w tył i przód jeszcze szybciej, jeszcze gwałtowniej, głośno przy tym dysząc i jęcząc. Po jakimś czasie docisnął mocno głowę dziewczyny do swojego krocza i spuścił jej się prosto w same gardło.
Eliza czuła się paskudnie. Kiedy napastnik odepchnął z całej siły jej głowę krztusiła się i chciała wypluć spermę, ale chwilę potem kolejny mężczyzna ją złapał i robił dokładnie to samo, co poprzedni. Elizie udało się wyswobodzić jedną dłoń którą zaczęła bić i odpychać napastnika, ale mężczyźni szybko ją złapali i związali jej dłonie sznurkiem za jej plecami.
To wszystko trwało kilkanaście minut, może trochę dłużej, ale Eliza czuła, jakby mijała cała wieczność. Nie mogła krzyczeć, nie mogła się ruszać, nie mogła zrobić nic. Im bardziej się ciskała, im bardziej chciała uciec, tym bardziej brutalni i agresywni byli jej napastnicy.
Kiedy drugi mężczyzna spuścił się w jej gardło, inni chwycili ją mocno pod ramiona i postawili na nogi, po czym odciągnęli gdzieś dalej i pchnęli mocno na jakiś materac. Ktoś złapał Elizę za głowę i ściągnął z niej jej spódnicę, która teraz wyglądała jak obśliniona, podarta szmata.
– Chodź tu głupia dziwko – krzyknął jeden z mężczyzn kucając obok niej z nożem w ręku, po czym złapał ją za kołnierz jej skórzanej kurtki i przyciągnął do siebie. Mężczyzna zaczął rozdzierać jej rękawy od nadgarstka w kierunku szyi tak, by ściągnąć z niej kurtkę bez rozwiązywania jej rąk. Potem wszyscy zebrali się wokół niej i zaczęli drzeć resztę jej ubrań. Zdarli z niej biały top, jej rajstopy i seksowną bieliznę. Po krótkiej chwili Eliza miała na sobie tylko swoje buty i wystające spod nich strzępy rajstop. Wtedy poczuła jak mężczyźni łapią ją za tułów i nogi. Dwóch trzymało ją za szyję i klatkę piersiową, dwóch innych trzymało ją za nogi (każdy za jedną nogę) tak, że Eliza była teraz na wysokości ich pasa. Piąty mężczyzna masował swojego długiego i sztywnego fiuta, po czym zaczął go wpychać powoli w rozpaloną cipkę dziewczyny. Posuwał ją najpierw powoli, a potem coraz gwałtowniej, coraz mocniej. Eliza nie miała już siły walczyć. Była zbyt zmęczona, zbyt obolała. Napastnik jedną dłonią pieścił jej piersi, drugą trzymał ją za włosy. Kilka razy splunął jej w twarz i spoliczkował ją, cały czas burcząc pod nosem „Lubisz to, ty mała dziwko. Lubisz to ty mała głupia szmato”. Potem mężczyźni się zmienili, a potem znów i znów tak, że każdy ruchał ją w jej coraz bardziej rozgrzaną i mokrą cipkę.
To trwało jakiś czas. Eliza miała kompletną pustkę w głowie. Nie myślała o niczym. W końcu upuścili ją na materac. Każdy z nich po kolei walił sobie konia nad jej twarzą, na którą chwilę później się spuszczał jęcząc i dysząc przy tym głośno.
Później wszyscy zaczęli się ubierać i sprzątać. Eliza nie miała siły wstać, nie mogła nic robić. Mężczyzna w szarej koszulce z ogromnym wyrazem satysfakcji na twarzy zebrał jej podarte ciuchy i rzucił nimi w jej twarz. Potem postawił dziewczynę na nogi, wcisnął jej w dłoń torebkę, wyprowadził ją z warsztatu na ulicę i zostawił samą, zamykając za sobą bramę. Eliza zrobiła kilka kroków, ale była zbyt obolała i zmęczona, by móc iść. Usiadła na chwilę na chodniku pod ścianą. W okolicy nic się nie działo, głucha cisza, żadnych ludzi. Eliza czuła, jak oczy jej się same zamykają…
Ocknęła się nagle i gwałtownie. Przed oczami miała rozmazany obraz otwierających się drzwi autobusowych. Zerwała się na tyle szybko, na ile była w stanie, zgarnęła swoją torebkę i wbiegła do autobusu. Dziewczyna była lekko zdezorientowana siadając w fotelu, musiała się upewnić, czy ma na sobie ubranie. Cały czas myślała o tym, co jej się śniło. Jej sutki były twarde i czuła wyraźne podniecenie. Rozejrzała się niepewnym wzrokiem po pustym autobusie, a potem powoli zaczęła wsuwać swoją dłoń pod majtki…