Niespiesznie prowadziłam samochód krętymi uliczkami podmiejskiego osiedla. Rozleniwiona i zadowolona, nie spieszyłam się nigdzie. Piękny dzień, zauważyłam na własny użytek. Wczesnowiosenne słońce grzało przez szybę bardziej, niż na zewnątrz. Miałam ochotę przeciągać się i wygrzewać jak kot.
Być może nie tylko słońce wprawiło mnie w taki nastrój. Wracałam od Olgierda i niewykluczone, że ostre rżnięcie, jakie mi zafundował, sperma spływająca teraz po moich udach i wciąż rozgrzana pierdoleniem cipka tez miały na to wpływ. Uśmiechnęłam się do siebie. Jak zawsze mnie nie zawiódł. Dobrze, że pozwolił mi zamknąć drzwi za sobą, bo minutę później już stałam w jego przedpokoju unieruchomiona silnymi dłońmi obmacującymi moje cycki pod bluzka i zaborczym językiem penetrującym łapczywie wnętrze moich ust. Był niezły. Nigdy nie potrafiliśmy się dogadać, żeby być ze sobą dłużej niż kilka tygodni, ale za to zaspokoić potrafił mnie przy każdej okazji. Nie zawracał sobie głowy subtelnościami ani moim sprzeciwem. Szybko odwracał mnie tyłem i pieprzył na stojąco. Moja cipka obejmowała ciasno jego wielką pałę, kiedy posuwał mnie ostro i głęboko. Nie mogłam się powstrzymać, jęczałam i wyłam z rozkoszy, gdy ten gorący chuj pracował we mnie jak wielki tłok. Nie pozwolił mi dojść w ten sposób, wiedział, kiedy mnie zatrzymać. Odwróciłam się przodem zawiedziona, a on podniósł mnie. Oplotłam rękami jego biodra, kiedy opuścił mnie na sterczącego kutasa. Trzymał moją dupę. Teraz opadałam na niego całym ciężarem. Czy to możliwe, że był we mnie jeszcze głębiej? Czułam tę pałę, jak wbija się tak głęboko, jak to tylko możliwe. Krzyknęłam i odchyliłam się do tyłu. Fale rozkoszy przeszywały mnie, nakładając się na siebie i pozbawiając mnie sił. Poczułam, jak wyjmuje ze mnie fiuta, puszcza moją dupę i przestraszyłam się, zupełnie irracjonalnie, że spadnę… nie pozwolił mi upaść, osunęłam się na kolana i łapczywie chwyciłam ustami sterczącą przede mną pałę. Smakował mną i sobą, dominacją i pożądaniem. Ssałam go z przyjemnością, uwielbiam to. Bawiłam się jego jajami dłonią, zataczałam kółka językiem wokół czubka fiuta. Ten gardłowy pomruk przyjemności, który sprawił, że z mojej pizdy wypłynęły kolejne strumyki… Stał nade mną z przymkniętymi oczami, oddychając nierówno. Nie chciałam jeszcze kończyć zabawy. Przestałam się zabawiać jego pałą. Zamiast tego pociągnęłam go kilka kroków do salonu. Siadł na fotelu i tyłem pociągną mnie na ciebie. Moja piczka sama odnalazła gorącego chuja i nabiła się na niego. Aż krzyknęłam, kiedy zaczął we mnie pracować. Trzymał mnie za biodra i nabijał na siebie przy wtórze moich jęków. Chciałam na niego patrzeć. Delikatnie zsunęłam się z walącej mnie pały i pchnęłam go na sofę. Nie pytając go o zdanie dosiadłam go i zaczęłam energicznie ujeżdżać. Sięgnęłam do tyłu i zajęłam się jego jajami. Moje soki moczyły mu podbrzusze. Patrzył na mnie, kiedy trzymając moje biodra nabijał mnie raz za razem na swojego wielkiego fiuta. Doszłam zupełnie nie spodziewanie, mocnym, aż bolesnym orgazmem. Nie pozwolił mi zwolnić. Pierdolił mnie jeszcze chwilę, aż spuścił się we mnie gorącym, lepkim strumieniem.
– Przychodź częściej – mruknął na pożegnanie – wiesz, że do mnie zawsze możesz.
– Możesz być pewny– odpowiedziałam – powinieneś mnie tak pierdolić codziennie.
Tak, niewykluczone, że dlatego miałam teraz taki fajny humor…
Zaparkowałam koło domu i weszłam. Chłodne, ciche mieszkanie działało na mnie kojąco. Postawiłam zakupy w kuchni i usiadłam. Nalałam sobie lampkę wina i poszłam odkręcić wodę do wanny. Zdjęłam niespiesznie ubranie.
Pukanie do drzwi. Założyłam cienki szlafrok i wyjrzałam przez wizjer. Martusia.
No nie lubiłam dziewczyny i nie miałam pojęcia, czego ode mnie chce. Słabo się znałyśmy, mieszkała kilka domów dalej, ale jakoś nie miałam ochoty na jej sukieneczki, szpileczki, maleńki biały kabriolecik i infantylne zachowano córusi tatusia. Zawsze miałam wrażenie, że ona nic w życiu nie robi serio, bo i tak liczy, że wszystko dostanie za darmo. Fakt, że z reguły tak było, nastrajał mnie jeszcze mniej przyjaźnie.
– Cześć… mogę wejść? – uśmiechnęła się. W półmroku przedpokoju wydawała się dziwnie napięta – chciałam pogadać.
– Jasne – prawie, no prawie udało jej się wzbudzić moją ciekawość. Zaprowadziłam ją do salonu. Uznałam, że nie mam ochoty rozmawiać z nią bez wina, więc nalałam lampkę i jej. Przyjęła ja bez słowa i pociągnęła długi łyk. W pełnym świetle też wyglądała na zdenerwowaną.
– Co się stało? – zaczęłam prawie przyjaźnie.
– Musisz mi pomóc – „nie muszę”, odpowiedziałam sobie, ale jak na miłą sąsiadkę przystało, dałam jej kontynuować – chodzi mi o Olgierda. Ja i on… no wiesz, fajnie by było, żeby coś z tego wyszło. Wiem, że on nikogo nie ma… to znaczy z nikim nie jest w związku… chyba, prawda?
– Nie jest – przytaknęłam, coraz bardziej zaskoczona.
– Powiedz mi… ale wy się czasem spotykacie, wiem – ciągnęła coraz bardziej zdesperowana – i dopóki tak będzie to…
Pociągnęła łyk wina, patrząc mi błagalnie w oczy. Chyba właśnie jej odwaga się skończyła.
– Mam rozumieć, że chcesz, żebym przestała z nim się pieprzyć, żeby związał się z tobą, dobrze rozumiem? A nie uważasz, że to on powinien mi to powiedzieć?
– Pewno. Tylko to chyba mnie bardziej zależy, niż jemu na mnie. Chcę, żebyś mi dała szansę spróbować – wyrzuciła to z siebie jak dawno przygotowaną przemowę.
– Wiesz – poczułam, jak australijski merlot zaczyna rozgrzewać moje żyły – to jest uczciwe postawienie sprawy. Ja też powiem ci coś szczerze. Nie chcę go, pozabijalibyśmy się w tydzień. Ale samotna kobieta, wiesz… potrzebuje zaspokojenia. A on się do tego nadaje całkiem nieźle.
Co mnie podkusiło, żeby wsunąć rękę pod połę szlafroka i wyciągnąć ją, umazaną śluzem i spermą? Chyba czysta przekora. I chęć zobaczenia szoku na tej nieskalanej myśleniem słodkiej twarzyczce. Oblizałam palce, patrząc jej w oczy. Powoli, starannie. Patrzyła jak zahipnotyzowana. Zrobiłam to jeszcze raz. Moja cipka zareagowała. Tym razem twarz Martusi drgnęła w moim kierunku. Podjęła grę. Wzięła do ust moje palce. Oblizywała j i lekko ssała. Pojętna dziewczynka. Sięgnęła dłonią między moje nogi i delikatnie musnęła łechtaczkę. No dalej, mocniej, jestem dziś nieźle pobudzona. Zaczęła ją masować, złapała rytm, jaki znają tylko kobiety. Rozchyliłam szlafrok i patrzyłam, jak pracuje nad moją piczką. Zsunęła się między moje nogi. Starannie wylizała moje uda z resztek soków i spermy, zanim doszła do cipy. Przesunęła językiem wzdłuż płatków, dotknęłam łechtaczki i wsunęła go do środka. Mmm! Wygięłam się w łuk, czując falę rozkoszy. Dziewczyna nie pracowała już tak delikatnie. Teraz językiem obrabiała mój guziczek, a palcami ładowała cipkę. Nie miałam powodu się powstrzymywać. Niedługo trwało, jak z cichym jękiem rozkoszy osunęłam się na kanapę.
– Czy tak… mogłoby być? – spytała, wyraźnie speszona tym, co właśnie się stało.
– Złotko… kobieta potrzebuje coś więcej, niż takiej palcóweczki – mruknęłam, sięgając do barku. Oj, wiele osób już było zdumionych jego zawartością. Podałam jej jedną z moich zabawek.
Bez słowa zapięłam na biodrach pas z wielkim sztucznym kutasem. Odwróciłam się tyłem i uklękłam, opierając o sofę.
– Olgierd wydymał mi dziś cipę – nie bawiłam się w subtelności – zajmij się dupą.
Nie miałam ochoty widzieć jej wyrazu twarzy, ale bez słowa rozsmarowała moje soczki przez cały rowek. Nie przestając pieścić mojej łechtaczki oparła dildo o tylne oczko i lekko naparła. Potem mocniej. Poczułam, jak wbija się we mnie, a potem pracuje w równym rytmie. Paluszki na cipce też nie próżnowały. Klęczała za mną i pierdoliła moją dupę sztucznym chujem, żebym nie musiała walić się z facetem, którego sobie upatrzyła! I trzeba przyznać, że szło jej naprawdę nieźle. Wbijała się we mnie pewnie i rytmiczne. Strumyki soczków zalewały mi uda. Nie wiem nawet kiedy zaczęłam jęczeć z rozkoszy. Poczułam klapsa na pośladku, niespodziewanego i mocnego. Nieźle, mała! Ledwie to pomyślałam, rugi orgazm rozlał się falą po moim podbrzuszu, szczytowałam ze sztucznym fiutem w dupie i panienką robiącą mi dobrze za sobą. Dała mi skończyć, a kiedy skończyła się ostatnia fala, delikatnie wyjęła ze mnie narzędzie i położyła na szafce. Drżała i cieżko oddychała nawet wtedy, kiedy ja już wróciłam do równowagi. Tak, powinnam sięgnąć do jej pizdy i jej ulżyć, ale mi się nie chciało. W końcu to ona chciała czegoś ode mnie.
– Czy tak… mogłoby być? – spytała chrapliwie, prawie szeptem.
– Całkiem, całkiem – parzyłam na nią spod oka. Ona nie patrzyła na mnie wcale.
– I gdybyś była tak zaspokajana to… dałabyś mi czas z Olgierdem… chociaż żebym spróbowała?
– Czemu nie – mruknęłam – możemy spróbować…
Zapowiadała się bardzo miła wiosna…