Kilka lat temu byłem na samotnej wędrówce po Mazurach. Na plecach miałem ogromny plecak, w którym znajdowały się wszystkie niezbędne rzeczy, które pozwalały mi w dość komfortowych warunkach spędzić dzień i noc. Z racji, że mogłem liczyć tylko na siebie, zmuszony byłem zabrać dosłownie wszystko.
Dźwiganie tego nie należało do przyjemności, niemniej zawsze miałem pewność, że nic mnie nie zaskoczy i że wybrnę z każdej sytuacji. I dreptałem tak w kierunku wcześniej obranym krok za krokiem, bez słuchawek na uszach, bez towarzystwa, otoczony naturą, której zmienność sprawiała, że pragnąłem iść dalej i dalej…
Wybierałem mało uczęszczane ścieżki, aby nikt nie zakłócił niczym nie zmąconego spokoju. Trzeciego dnia wędrówki doszedłem do jakiegoś malutkiego jeziorka. Urzekający widok, który ukazał się moim oczom sprawił, że postanowiłem wcześniej zakończyć marsz i rozbić namiot. Kilkadziesiąt minut później siedziałem na dmuchanym materacu dokładając patyki do ogniska, z drinkiem w dłoni, czekając aż żar rozgrzeje kociołek z wodą, w której miałem zamiar ugotować kilka kartofli.
Mała, rozkładana wędka zarzucona na jeziorze rodziła szansę na mięsną strawę,niemniej wielkiej nadziei z tym nie wiązałem. Po chwili jednak zauważyłem, że spławik zniknął pod wodą. Ku mojej uciesze na żyłce dyndał 20 centymetrowy okoń. Wiedziałem już, że głodny spać nie pójdę. Ryba skwierczała nad ogniem, a ja naprawdę w tym momencie nie pragnąłem niczego więcej.
Chłonąłem otoczenie pełnymi garściami. Nie wiem, kiedy zasnąłem. Obudziło mnie uderzenie pioruna. Poderwałem się na równe nogi. Ryba na szczęście się nie spaliła, leżała surowa na trawie,gdyż patyk, na który była nadziana przewrócił się. Zastanowiłem się chwilę nad zmiennością natury, poprawiłem rybę, aby nadal się piekła i zacząłem chować do namiotu rzeczy, które mogłyby ucierpieć podczas nadchodzącej ulewy.
Zaczęło kropić. Siedziałem pod daszkiem w namiocie, patrzyłem na ognisko i zastanawiałem się, czy deszcz pozwoli mi zjeść ciepłą strawę. Zapas drewna, jaki zgromadziłem pozwoliłby mi z pewnością siedzieć przy ogniu do rana, teraz niestety patrzyłem, jak moknie w kroplach deszczu. Nagle usłyszałem jakiś dźwięk, brzmiał, jak trzaskający pod naciskiem buta patyk. Zaraz potem kolejny… I kolejny…
Ktoś najwyraźniej zbliżał się do namiotu. Przyznam, że nieco się wystraszyłem,ale mój strach szybko zmienił się w zaciekawienie, gdy okazało się, że tym „kimś” jest młoda dziewczyna.
-Najmocniej przepraszam, jechałam do (i tu wymieniła nazwę miejscowości, której nie mogę sobie przypomnieć) i popsuł mi się skuter. Wracałam pieszo przez las, ale straciłam zupełnie orientację. Czy mogłabym się chwilę ogrzać przy ognisku? Zaraz sobie pójdę, chcę się tylko ogrzać.
-Bardzo proszę -powiedziałem, podając dziewczynie swoją pelerynę, aby nie zmokła grzejąc się przy ogniu.
-Bardzo dziękuję. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że znalazłam cię w tej głuszy. Robi się ciemno i zaczynałam się bać. Uśmiechnąłem się.
-Tomek jestem. Miło mi.
-Elwira. Mnie też.
Rozmowa się zbytnio nie kleiła, widać było, że dziewczyna jest mocno zziębnięta i że jedyne, na czym się koncentruje to ogień. Dorzuciłem kilka mokrych patyków, mając nadzieję, że ogień się zwiększy i i ogrzeje nieznajomą Elwirę.
Niestety ogień się nie powiększał, więc zaproponowałem dziewczynie, żeby zdjęła w namiocie mokre ubranie i założyła mój dres. Obiecałem, że w tym czasie założę pelerynę i pójdę się przejść, żaby nie czuła się skrepowana. Zgodziła się i bardzo podziękowała.
Wróciłem po 15 minutach. Elwira siedziała pod daszkiem namiotu w moim dresie i w dużo lepszej formie, niż wcześniej. Zauważyłem, że na nogach miała sportowe sandały. W sandałach tkwiły zaskakująco ładne i zadbane stopy. Miała długie palce i bardzo kształtne paznokcie, pomalowane na czarno.
– Lepiej się czujesz? Ogrzałaś się już – spytałem.
– Tak, dziękuję, zaraz się przebiorę w swoje ubrania i sobie pójdę.
– Ale dokąd chcesz iść? Już ciemno. Leje. Może zostaniesz? Tak na pewno będzie bezpieczniej.
– Naprawdę? Mogłabym? -spytała, nieśmiało się uśmiechając.
– A masz komórkę, żeby powiadomić bliskich, że będziesz później?
– Tak, mam, zaraz zadzwonię.
Zauważyłem, że ryba jest już upieczona. Zaproponowałem jej połowę Elwirze, widać, że tylko na to czekała. Zjedliśmy rybę, napiliśmy się kilka drinków. Atmosfera się rozluźniła. Poruszaliśmy wiele tematów, dziewczyna była bystra i czas leciał szybko. Ciągle czekałem na moment, w którym mógłbym wspomnieć coś o jej pięknych stopach. Nie chciałem, żeby się wystraszyła, więc musiałem to zrobić subtelnie. Gdy rozmawialiśmy o ubraniach, jakie lubimy nosić, odważyłem się skierować rozmowę na temat stóp, mówiąc:
-Wiesz, masz bardzo fajne sandały. Twoje stopy bardzo ładnie się w nich prezentują.
-Naprawdę? Dziękuję. Uwielbiam sandały, wiesz?
– Nie dziwię się. Masz bardzo ładne stopy.
– Naprawdę Ci się podobają?
– Bardzo! Masz piękne palce u stóp i równie piękne paznokcie. Marzenie.
– Marzenie? Chciałbyś mieć takie?
Roześmiałem się i powiedziałem:
– Marzenie każdego fetyszysty.
– Jesteś nim? – spytała Elwira.
– Gdy widzę tak ładne stopy to tak…
Widać było, że to, co powiedziałem zaintrygowało dziewczynę. Przełknęła kolejny łyk alkoholu i powiedziała:
– Co chciałbyś z nimi zrobić, gdybym Ci pozwoliła?
– No…
– Peszysz się?
– Trochę.
– Niepotrzebnie – powiedziała patrząc mi głęboko w oczy. To ekscytujące. Chciałabym usłyszeć.
– Ekscytujące?
– Tak… Zawsze lubiłam swoje stopy, noszę odkryte buty przy każdej okazji i miałam wrażenie, że nikt na nie nie zwraca uwagi. Jesteś pierwszym, który je tak skomplementował.
– Czyli sandały nosisz nie tylko dla wygody, ale żeby kogoś zainteresować swoimi stopami, dobrze rozumiem?
– No…Mniej więcej tak. Sandały traktuję, jako seksowną ozdobę stóp. W sandałach czuję się bardzo seksownie.
– I wyglądasz bardzo seksownie. Ach, te twoje paluszki… Piękne są. Tak niewinnie wyglądają w tych sandałkach…
– No to powiedz mi, Tomku, co byś zrobił z moimi stopami?
Trochę onieśmielony dopiłem drink i westchnąłem.
– Ssałbym Ci paluszki i wsuwał pomiędzy nie język…
– Tylko tyle?
– No nie. Jeszcze bym wsunął penisa pomiędzy nie.
Elwirze zaświeciły się oczy. Alkohol pewnie dorzucił 3 grosze od siebie. Położyła obie stopy w swoich sportowych sandałkach na moich udach i pomachała paluszkami. Ująłem jedną z nich i spytałem:
– Mogę?
– Proszę.
Ująłem jedną z jej stópek i wziąłem do ust duży palec wystający z bucika. Zacząłem go ssać, najpierw delikatnie i powoli, później coraz szybciej i mocniej. Wsuwałem język pomiędzy palce i ssałem każdy z nich. Sandał mi nie przeszkadzał, gdyż paski były dość cienkie i ten biegnący najbliżej palców w ogóle ich nie zasłaniał. Wsuwałem język pomiędzy podeszwę i sandał, pod paski, lizałem piętę i podbicie. Poczułem narastające podniecenie. Mój penis zesztywniał w spodniach, ale nie śmiałem go wyjąć. Czekałem na rozwój wydarzeń.
Popatrzyłem na Elwirę. Miała przymknięte oczy i cicho mruczała. Wziąłem w dłonie drugą stopę i powtórzyłem wszystkie czynności. Mruczenie dziewczyny było jeszcze bardziej wyraźne. Nie próbowała ukrywać że jest jej dobrze. Merdała paluszkami wystającymi z sandałka, a ja starałem się je utrzymać wszystkie w ustach. W pewnym momencie wybuchnęliśmy oboje śmiechem. Nie wiem, czym był on spowodowany, odbieraliśmy najwyraźniej na tych samych falach.
-Podnieciłeś się? – spytała.
– Tak… -rzekłem niezbyt głośno
– Ja też, wiesz?
– Naprawdę? – spytałem, aż podskakując ze szczęścia, że usłyszałem jej słowa.
– I co z tym zrobimy? – spytałem.
– Kończy mi się okres ,nie mogę się dzisiaj kochać. Ale może znajdziemy inne rozwiązanie…
Jej słowa brzmiały tajemniczo. W sumie nie widziało mi się wchodzenie w jej zakrwawioną cipkę, ani lizanie jej. Ciekawy byłem, co wymyśli. Głupio mi było spytać na tym etapie znajomości czy mogę wejść w jej pupę.
Nagle Elwira wstała, Mnie poprosiła o to samo, co niezwłocznie uczyniłem. Położyła swoje dłonie na mojej szyi, delikatnie przyciągnęła i powiedziała:
– Dzisiaj zajmiemy się tobą. Do jutra powinien przejść mi okres i wtedy zrobimy to razem. dobrze? Dzisiaj ty.
Gdy stałem tak przed nią, dziesiątki myśli krążyły po mojej głowie. Nie wiedziałem, czy mam ja poprosić o to, żeby mi zwaliła stopami, czy też obciągnęła. Nie wiedziałem, na ile mogę sobie pozwolić. W tym momencie zrozumiałem, że nie muszę się niczym martwić – Elwira zwinnie wyłuskała penisa z moich spodni i wsunęła sobie w usta. Ssała go i lizała na przemian, masując jednocześnie ręką jądra.
Dźwięki, jakie przy tym wydawała były stłumione, robiła to subtelnie, nie wulgarnie. Po kilku minutach takiej zabawy czułem, że zaczynam dochodzić. Bałem się, że nie zdążę zająć się jej stopami. Chwyciłem Elwirę za brodę i delikatnie wysunąłem penisa z jej buzi.
Ona chyba też wyczuła, że mam ochotę na jej stopy. Powiedziała:
– Usiądź
Usiadła na ziemi naprzeciwko mnie. Rozłożyła mi nogi i swoimi stopami ubranymi w sandałki zaczęła mi obciągać. Równo, miarowo, na tyle delikatnie, żeby nie uszkodzić skórki na penisie, ale na tyle mocno, że czułem, że zaraz wytrysnę. Znowu musiałem to przerwać. Ująłem jedną ze stóp, poluzowałem pasek w sandale- przy palcach i wsunąłem swojego penisa pomiędzy stóp stopy i podeszwę sandała. Elwira wyczuła mojej intencje i zaczęła znowu miarowo poruszać stopą. Mój penis zagłębiał się i znikał w sandałku z jednej strony, żeby zaraz wyskoczyć z drugiej. Tego nie byłem w stanie zbyt długo wytrzymać.
Poczułem, jak mój penis zaczyna pulsować. Elwira też to wyczuła. Wysunęła szybko mojego penisa z bucika i powiedziała:
-Zalej mi stopy. Zalej dokładnie moje paluszki! Chcę, aby moje paznokcie błyszczały od Twojej spermy!
Jej niespodziewane słowa tak bardzo mnie podnieciły, że potrzebowałem zaledwie kilku ruchów ręką, żeby z mojego penisa zaczęła wylewać się gorąca sperma. Nie zdążyłem już spytać, czy mam zalewać jej stopy w sandałkach, czy mam je wcześniej zdjąć – członek tryskał , a ja starałem się skierować strumień tak, żeby jak najdokładniej zalać palce i paznokcie. Część spermy spływała z palców do środka sandała i dalej po jego podeszwie, a część kapała na ziemię. Elwira poruszała w tym czasie palcami, co potęgowało moje podniecenie.
Dyszałem jeszcze przez chwilę, nie mogąc złapać oddechu.
Elwira patrzyła na mnie z uśmiechem i powiedziała:
– Pięknie mi je zalałeś.
Zrobiła kilka kroków.
– Twoja sperma chlupie mi w sandałach! No tego jeszcze nie było!
Nie wiedziałem czy była zła, czy nie. Na wszelki wypadek zaproponowałem rozwiązanie problemu mokrych od spermy butów.
– Może wysuszymy je przy ognisku? – spytałem, mając nadzieję na kontynuowanie wieczoru.
– Zalałeś to susz, ja idę spać, zmulił mnie ten alkohol – odparła Elwira, zdejmując obspermione sandały i układając się w namiocie.
Nie zabrzmiało to zbyt miło. Trochę byłem zaskoczony jej zmianą tonu.
Posiedziałem jeszcze chwilę przed namiotem przy ognisku i dołączyłem do niej. Głośno chrapała, nie było szans na dalszą dyskusję.
Położyłem się na boku obok niej i po chwili zasnąłem, mając nadzieję, że gdy się obudzę Elwira nadal będzie obok…