Wyjazd na kolonie wcale mi się nie uśmiechał. Miałam szesnaście lat, byłam najstarszą w grupie dziewcząt i chyba w ogóle na turnusie. W każdym razie wszyscy wydawali mi się jacyś niedojrzali i dziecinni. Irytowały mnie kolonijne zabawy, nie miałam ochoty bawić się w podchody ani randkę w ciemno. Spacery denerwowały mnie tym bardziej.
Zajmowałam pokój z młodszą o dwa lata Igą. Moja współlokatorka większość czasu spędzała u swojego chłopaka lub w pokoju koleżanek, nawet nocą trudno było ją znaleźć we własnym łóżku. Pewnego dnia usłyszałam, że ktoś wchodzi do mojego pokoju. Byłam sama, Iga znów pomaszerowała do koleżanek. Bałam się ruszyć, więc udawałam, że śpię. Niespodziewanie poczułam oddech i zapach męskich perfum. To był Robert, kolonijny ratownik, skrywana miłość wielu dziewcząt. Muszę przyznać, że Robert był bardzo przystojny i męski, nie raz i nie dwa wyobrażałam sobie siebie i jego w niedwuznacznej sytuacji, ale były to tylko dziewczęce marzenia.
– Ania śpisz? – usłyszałam cichy głos.
– Nie, nie mogę jakoś zasnąć – podpowiedziałam podnosząc głowę. Robert był w samych spodenkach, jego owłosiony tors wyglądał bardzo seksownie. – Chodź, przejdziemy się.
Dyżur ma pani Kasia, nikt nie zauważy twojej nieobecności. Zachęcona przez przystojnego ratownika poszłam wraz z nim na plażę. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, przeszliśmy nawet na ty, Robert twierdził, że tak będzie lepiej i łatwiej.
– Co byś powiedziała, gdyby okazało się, że jesteśmy na plaży nudystów? – zapytał nagle Robert.
– Nie wiem, pewnie bym uciekła…
– W takim razie wyobraź sobie, że jesteś sama. Kąpałaś się kiedyś nago? – zapytał Robert i jednym ruchem ściągnął spodenki, wskakując do zimnej wody. Spontanicznie obiegłam za nim, gubiąc po drodze poszczególne elementy pidżamy. Pływałam, śmiałam się i żartowałam z Robertem. W pewnym momencie poczułam, że jego dłonie mocno zaciskają się na moich pośladkach. Moje dotychczasowe kontakty z facetami ograniczył się do delikatnych pieszczot, Robert był pewny siebie, silny, ale nie brutalny. Zaczął mnie pieścić. Czułam jak jego język błądzi między moimi piersiami, dotyka szyi, by znów zabawić się twardniejącymi sutkami. Pieszczoty sprawiały mi przyjemność, przymknęłam oczy i odchyliłam głowę.
Robert wziął mnie na ręce i wyniósł z wody. Następnie kazał mi klęknąć, co zrobiłam bez chwili wahania. Wiedziałam, że za chwilę we mnie wejdzie od tyłu. Zanim to jednak zrobił, poczułam na pupie kilka delikatnych klapsów. Następnie Robert masował moją cipkę, wykorzystując olejek do opalania, który zabrał ze sobą. Jęczałam i drżałam z rozkoszy. Wszedł we mnie energicznie, w najmniej oczekiwanym momencie. Poruszał się szybko i miarowo, pieszcząc jednocześnie moje piersi. Krzyczałam z rozkoszy, czułam się jakbym nagle znalazła się w raju. Przed samym finałem Robert położył mnie na plecach po czym spuścił mi się na twarz i piersi. Smak jego spermy mieszał się ze słonym powietrzem. Zaczynało świtać, nad Bałtykiem pojawiły się pierwsze promienie wschodzącego słońca.
– Czas wracać – powiedział ratownik wręczając mi pidżamę. Od tej pory niemalże każdą noc spędzaliśmy na plaży, oddając się dzikiej rozkoszy. To była najlepsza kolonia, jaką do tej pory przeżyłam.