Była najlepszą koleżanką mojej córki, Joasi. Zauważyła, jak na nią patrzę. Gdy bywała w naszym domu, miała na sobie krótkie spódniczki, obcisłe dżinsy, bluzki z głębokim dekoltem, dopasowane t-shirty. Oficjalnie, uprzejma i grzeczna, jak to wobec ojca swojej koleżanki, gdy tylko zostawała ze mną sam na sam, co nader często prowokowałem, stawała się wyzywająca i arogancka. Na moje pytania, odpowiadała nonszalancko i zdawkowo, z bezczelnym uśmieszkiem. Bo zauważyła, że taki sposób bycia, “bierze mnie na maxa”. “Bezczelna gówniara”, myślałem, podglądając przez uchylone drzwi do pokoju córki, jak zakłada nogę na nogę, zadzierając spódniczkę aż do majtek, eksponując pełne apetyczne uda i bardzo zgrabne nogi. Wiedziała, że lubię gapić się na nią.
Niby nieświadomie, mimowolnie, w roztargnieniu zaczynała gładzić się po udzie, po pupie, dotykać swoich bujnych piersi.
Postanowiłem coś z tym zrobić, jakoś to opanować. Męczyłem się…
… Więc zdobyłem numer jej komórki.
Po wymianie sms`ów, trwającej około dwóch tygodni, zgodziła się spotkać ze mną w mojej garsonierze, o której żona nie miała pojęcia.
Siedząc w fotelu i przerzucając kanały w telewizji, czekałem aż się zjawi. Przesłała sms`a: “Zaraz będę. Chcę patrzeć, jak się dla mnie onanizujesz. Dlatego masz być nago, jak wejdę”…
Gdy weszła bez pukania, nie miałem na sobie nic i stałem na baczność na środku pokoju. Rozejrzała się, obojętnie zlustrował mnie od dołu do góry i usiadła w fotelu. Po raz kolejny, mogłem podziwiać jej wspaniałe, pełne, zgrabne uda.
– Będziesz się tak gapił?… Poza tym, nie pozwoliłam ci na to. – skarciła mnie, jak chłopca.
Zapaliła papierosa. Podałem jej popielniczkę. Moje sterczące, jak drąg przyrodzenie, zakołysało się o metr przed nią. Zaciągnęła się i omiotła mnie spojrzeniem. Wolno, prowokująco zmieniła pozycję nóg. Nie obciągnęła spódniczki. Strzepnęła popiół na podłogę i przyjrzała się żarzącemu się papierosowi.
– Już ci powiedziałam, że nie pozwoliłam ci się gapić…
Opuściłem wzrok.
– Przepraszam…
– Co z tego, że kurwa, przepraszasz… Masz wykonywać rozkazy
Ponownie strzepnęła popiół.
– Pisałeś w sms`sie, że masz dla mnie prezent… – powiedziała obojętnie, jakby znudzona, rozglądając się wokoło.
– Bieliznę… „Triumpha”… majtki, stanik, rajstopy… – mówiłem niepewnie, nieśmiało.
Uśmiechnęła się ironicznie. Rzuciła na podłogę papierosa i zdusiła podeszwą.
– Skąd wiesz, że będą mi się podobać… – popatrzyła mi w oczy, a potem bez skrępowania wlepiła wzrok w nabrzmiały, sztywny i pulsującym rytmicznie objaw mojego podniecenia. Poczułem się skrępowany stojąc przed nią nago, z tym… objawem. A ona gapiła się bezwstydnie. Gówniara! Opuściłem wzrok w przypływie jakiegoś nieoczekiwanego dla mnie samego skrępowania.
– Na kolana! – usłyszałem.
Padłem na podłogę, jak poddany przed swoją władczynią. Uśmiechnęła się widząc tę moją gorliwość i zaczęła hipnotycznie kiwać stopą.
– Możesz sobie trzepać, skończysz, jak ci pozwolę – rozkazała z manierą doświadczonej dominy.
Zacząłem się robić to, na co od dawna miałem szatańską ochotę. I mogłem jawnie patrzeć na te oszałamiająco ponętne nogi.
– Korzystaj, masz jedyną okazję, bo rzadko noszę spódniczkę i tak prędko ich za darmo nie zobaczysz – spojrzała z uśmiechem na swojej nogi.
Nabijała się ze mnie, tatuśka swojej najlepszej koleżanki. Wstała i ocierając się o mnie, wolno podeszła do wieszaka, na którym wisiała moja kurtka. Przeszukała kieszenie i wyjęła portfel. Wróciła na fotel. Zaczęła przeglądać zawartość. Spojrzała na mnie, sapiącego, jęczącego.
– Ile możesz mi dać na taksówkę? – zapytała od niechcenia, raczej retorycznie. I demonstracyjnie przełożyła z portfela do swojej torebki dwa banknoty stuzłotowe. A potem uśmiechnęła się do mnie, tym razem słodko.
– Zostawiłam ci „dychę”… – zawiesiła głos – Czy słyszę „dziękuję, proszę pani”?
– Dziękuję, proszę pani – wyjęczałem, po raz kolejny wstrzymując wytrysk.
– Proszę – odpowiedziała z udawaną uprzejmością.
Przez kilkanaście sekund obserwowała w milczeniu, jak prężę się przed nią na kolanach i z najwyższym trudem walcząc z tym, żeby nie skończyć. Nie miałem jeszcze jej pozwolenia na wytrysk.
Na stoliku leżała moja “komórka”. Sięgnęła po nią.
– Który numer jest do twojej żony?
– Ten zaczynający się na 600…
Wpisała do swojej „komórki”.
– Jakbyś był niegrzeczny, żonka dostanie sms… lub dziwny telefon… – obwieściła złowieszczo.
I znowu wpatrzyła się we mnie, „pracującego” nad sobą na podłodze, wlepiającego wzrok w jej nogi.
Ponownie wstała. Podeszła blisko, bardzo blisko. Jej uda prawie dotykały mojego czoła. Widziałem jedwabistą skórę jej nóg pod siatką cielistych rajstop, tuż przy mojej twarzy.
– A teraz powiedz mi jakiś komplement – usłyszałem nad sobą.
Milczałem przez kilka sekund zaskoczony. Z twarzą przy jej udach, wlepiając w nie pożądliwy wzrok, trudno mi było zebrać myśli.
– Kocham cię – nie wiem, czemu w tym momencie pomyślałem, że ta oczywista bzdura spodoba się jej.
Wybuchnęła śmiechem.
– Naprawdę? Jak bardzo?
– Bardzo, jak niewolnik swoją wspaniałą panią… Jestem niczym, jestem śmieciem, a ty jesteś wszystkim, genialną dziewczyną, jedyną w swoim rodzaju, najwspanialszą, z cudownym ciałem… nogami… udami…
Klęczałem. Onanizowałem się. Stała przy mnie, taka wspaniała, w pełnym rozkwicie bujnej kobiecości, niczym antyczna bogini, samowolna, wyniosła, nieobliczalna. Wiedziała, że może zrobić ze mną wszystko.
Pochyliła się nade mną… i splunęła kilka razy. Ślina spadła na moją głowę.
– Prezent ode mnie… Jak wyjdę, możesz sobie to zlizać.
Skierowała się do drzwi.
– A teraz możesz się spuścić – popatrzy na mnie stojąc w półotwartych drzwiach.
Kilka ruchów dłoni wystarczyło, żebym eksplodował. Uśmiechnęła się ironicznie.
– No, to tak, jakbyś mnie przeleciał… Ciekawe, co by na to powiedziała Aśka?
Wyszła zostawiając mnie nagiego, rozedrganego jeszcze, klęczącego przed plamą wilgoci na podłodze.
Odesza. Nie zamknęła drzwi za sobą. Otwarte na oścież dawały możliwość wglądu do pokoju każdemu, kto szedłby korytarzem.
Usłyszałem zbliżające się kroki!… W panice, goły zerwałem się na równe nogi. Zamknąłem drzwi z hukiem.
– Gówniara!