Byłam nietypową dziewczyną. Ładną, szczupłą, sprawiałam wrażenie delikatnej osoby, ale naturę miałam chłopczycy. Pewnie dlatego nie miałam zbyt dużo koleżanek. Rodzice nie rozmawiali ze mną na temat seksu. Gdy więc „te sprawy” zaczęły mnie interesować, zamiast jak „normalna dziewczyna” zapytać koleżanek, sięgnęłam po książki. Pamiętam, jak z wypiekami na twarzy przeczytałam rozdział o męskich narządach płciowych.
Najbardziej zafascynowały mnie dwie rzeczy: to powiększanie się członka i wytrysk spermy. Oczywiście dowiedziałam się też, na czym polega stosunek i że jest to bardzo przyjemne. Przypominam sobie, jak bardzo zmartwiłam się, gdy doczytałam, że w ten sposób można zajść w ciążę. Szybko jednak humor poprawił mi się, bo z innej książki dowiedziałam się, jak można temu zapobiec.
I tak już w wieku czternastu lat miałam obkutą na blachę teorię i… żadnej praktyki. Dopiero pod koniec ósmej klasy zdecydowałam coś z tym zrobić, czyli jak to wtedy określiłam, przeprowadzić eksperyment. Na swoją ofiarę wybrałam pewnego chłopaka. Był bardzo nieśmiały i trzymał się raczej na uboczu grupy, często ostatni wychodził z klasy albo szatni. Było mi go trochę żal, bo często padał ofiarą głupich żarcików kolegów. Mimo to, a może dlatego wydał mi się odpowiednim materiałem na mój eksperyment.
Pewnego dnia po lekcjach skorzystałam z nadarzającej się okazji. Gdy już wszyscy inni wyszli z szatni (ja oczywiście specjalnie zamarudziłam), szybko, zdecydowanie, podeszłam do niego. Cofnął się w kąt, jakby mnie się przestraszył, ale niedaleko, bo za nim zaraz stała ławka i wieszaki. Wielce się zdziwiłam, bo sądziłam, że raczej jestem nieszkodliwa. Nie dałam za wygraną i po krótkiej chwili wahania ponownie się zbliżyłam. Bez jednego słowa złapałam ręką za górę jego spodni, odciągając trochę. Drugą rękę bezceremonialnie wsadziłam mu w majtki. Zręcznie wyłuskałam członka, który zmieścił się w mojej przecież niewielkiej dłoni i zaczęłam, początkowo palcami, głaskać żołądź. Zgodnie z oczekiwaniem bardzo szybko przestał się w niej mieścić. Wtedy zmieniłam ruch na posuwisto-zwrotny. Do dziś pamiętam to miłe wrażenie, gdy wydłużał się i grubiał mi w ręce. Jednakże równocześnie jak jego członek rósł, rosło też moje podniecenie i mrowienie w podbrzuszu, co mnie zdziwiło, bo wcześniej nie uwzględniłam tego w planie eksperymentu. Poza tym jako eksperymentator powinnam być bezstronna.
Nie trwało to długo, najwyżej dwie minuty, gdy chłopak cicho jęknął, a raczej sapnął, zamykając oczy, a ja poczułam w ręku pulsowanie członka i… coś mokrego. Od razu wiedziałam, że miał wytrysk, a to mokre, co czuję, to sperma. Byłam całkowicie usatysfakcjonowana z efektu. Eksperyment zakończył się pełnym sukcesem! Nabyta przez lata teoria, sprawdziła się w praktyce. Jedynym ubocznym efektem, nieprzewidzianym w eksperymencie, okazało się moje znaczne podniecenie. Nie spodziewałam się, że dotykanie członka chłopaka do tego stopnia na mnie podziała. Ach, gdyby tylko o tym wiedział, w jakim stanie się znajdowałam, pewnie bez trudu mógłby wymiętosić mi cycuszki, a i pewnie nawet dałabym sobie wsunąć rękę w prześwit między udami. Na szczęście nie wiedział. Gdy wyciągnęłam rękę z jego spodni, on czerwony jak burak, natychmiast uciekł. Tak, był zbyt nieśmiały, by mi „coś zrobić”. Przezornie wcześniej przygotowaną chusteczką wytarłam upaćkaną spermą rękę, najpierw jednak przyjrzałam się dokładnie, jak „to coś” wygląda w rzeczywistości, po czym zadowolona udałam się do domu. Nie przyszło mi tylko do głowy, aby sprawdzić, jak smakuje, ale nie ma przecież eksperymentów doskonałych.
Od tego czasu chłopak wyraźnie mnie unikał. Nie podejrzewałam wtedy, że to, co zrobiłam, nazywa się molestowaniem seksualnym i podpada pod paragraf. Mimo to zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że może zrobiłam coś nie tak i postanowiłam mu to zrekompensować. Jedyny logiczny sposób, jaki pojawił się w mojej głowie, to taki, iż pozwolę mu potrzymać się za cipkę albo cycuszki. Ostatecznie po namyśle, niezwykle zadowolona z udanego eksperymentu, doszłam do wniosku, że mogę się zgodzić na jedno i drugie równocześnie. Oczywiście tylko przez ubranie. Jednak chłopak nie wiedzieć czemu cały czas unikał mnie, a i mi specjalnie na „przeprosinach” nie zależało. Wkrótce skończył się rok szkolny i do rekompensaty nie doszło.
Zaczęły się wakacje i inne rzeczy pochłaniały moją uwagę. Dopiero gdzieś na początku sierpnia przypomniałam sobie o drugiej nurtującej mnie sprawie. Miałam okazję poczuć w dłoni wytrysk, ale teraz koniecznie chciałam go zobaczyć. Domyślacie się, że potrzebowałam kolejnej osoby, a dokładniej chłopaka do eksperymentu. Rozpoczęłam poszukiwania, które nie trwały długo ani daleko. W tym samym bloku co ja mieszkał nieco starszy ode mnie chłopak. Był fajny. Trochę zarozumiały, ale fajny. Przynajmniej tak go odbierałam. Okazjonalnie zdarzało się nam ze sobą pogadać. Skończył właśnie drugą klasę licealną, a ja miałam dopiero trafić do liceum. Jak się na pewno domyślacie, to on stał się obiektem mojego następnego eksperymentu. Tu znowu odezwała się we mnie „chłopczyca”. Zamiast jak „normalna dziewczyna” uknuć intrygę, zwabić go do domu i wykorzystać, to ja postanowiłam wyłożyć kawę na ławę. Do dziś nie mam pojęcia, jak mogłam coś takiego zrobić. Krótko mówiąc: powiedziałam mu, że jeszcze nie widziałam wytrysku, a chciałabym zobaczyć i czy mógłby mi to pokazać. Nie ukrywał zdziwienia moją tak bezpośrednio wyłożoną prośbą, ale się zgodził. Postawił tylko warunek, żebym pokazała mu się nago. Trochę wstydziłam się rozebrać przed nim, więc próbowałam ominąć ten warunek. On jednak domyślając się, jak mi zależy, był nieugięty. Po kilku dniach moja ciekawość jednak przeważyła i się zgodziłam. Postawiłam jednak kontrwarunek. Żadnego dotykania mnie. Tak to osiągnęliśmy kompromis niezbędny do przeprowadzenia udanego eksperymentu.
Pod nieobecność rodziców zaprosiłam go do domu. Tylko, zamiast normalnie zdjąć na chwilę ciuchy, pozwolić mu popatrzeć i zaraz założyć z powrotem, to ja odwaliłam striptiz. Zwyczajnie uznałam, że powinnam się jakoś „porządnie” zaprezentować. On siedzi na kanapie niczym widz w kabarecie porno, a ja zdejmuję bluzkę, odrzucam na bok, rozpinam spodnie, ściągam i odrzucam efektownie na bok. Zatrzymałam się na chwilę, gdy byłam już tylko w biustonoszu i majtkach. Po prostu w tym momencie niespodziewanie dopadł mnie wstyd i wątpliwości.
– Dawaj, dawaj! – zachęcił mnie, jakbym była zawodową striptizerką.
Prawda, eksperyment, przypomniałam sobie, po co to wszystko robię. Rozpięłam biustonosz, zdjęłam i jak poprzednie ciuszki odrzuciłam efektownie. Zaraz, gdy tylko moje, nie będę ukrywała, niewielkie cycuszki wyskoczyły na wolność, chłopak głośno zagwizdał no już chyba nawet nie jak na striptizerkę, a wręcz jak na dziw… to znaczy prostytutkę. Spojrzałam na niego. Mogłabym przysiąc, że wybrzuszenie w spodniach w miejscu, gdzie posiadał swoją męskość, było niedawno mniejsze, ale może tylko mi tak się wydawało. Ten aplauz sprzed chwili wywołał niewielką, ale jednak falę podniecenia, która przyjemnie łaskocząc, przebiegła przez całe moje ciało, kumulując się w podbrzuszu i dodając śmiałości. Dla lepszego efektu zaczęłam bardzo wolno zsuwać majtki, odrobinę pokręcając tyłeczkiem. Im moje majtki były niżej, tym większy namiot robił mu się w spodniach. Coś mnie podkusiło, widziałam to chyba gdzieś na filmie. Zaraz jak tylko ściągnęłam majtki to, zamiast gdzieś położyć, zarzuciłam mu je na głowę. Wyobrażacie to sobie?!
– Uu a…, ekstra z ciebie dupa! – zakrzyknął najwyraźniej zachwycony tym, co zrobiłam.
Zdjął z głowy te nieszczęsne majtki, powąchał i wetknął sobie do kieszeni. Dobrze, że założyłam nowe przed jego przyjściem, pomyślałam nieco zszokowana wydarzeniami. Z jednej strony byłam zadowolona tymi jego okrzykami, chociaż wolałabym inne określenie niż „dupa”, ale oznaczały, że budzę pożądanie, czyli nie jest ze mną tak źle. Z drugiej, byłam nieco zdeprymowana tym jego gapiostwem, szczególnie w okolice mojej szparki. Przecież tam dziewczyna nic ciekawego nie ma. Co innego chłopak. Szybciutko się ubrałam, ale nie do końca. Nie było czasu na wbijanie się w spodnie, tym bardziej że straciłam go dostatecznie dużo na wyciągnięcie nowych majtek z bieliźniarki. Było mi głupio prosić o zwrot tych, które schował sobie do kieszeni. Za to rzuciłam się do jego spodni. Moja teoretyczna wiedza, a od ostatniego razu też trochę praktyczna, podpowiedziała mi, że ta znaczna wypukłość w nich nie jest przypadkowa. Zanim jednak mu je ściągnęłam, nie mogłam się powstrzymać, aby nie chwycić dłonią za tę jego wypukłość i chwilę pomiętosić co uczyniłam z pomrukiem zadowolenia. Rozpięłam pasek, spodnie i z zapałem zabrałam się za ich zdejmowanie. Potem przyszła kolej na majtki. Gdy w trakcie ściągania wyskoczył spod nich wyprężony członek, syknęłam, nie wiem, czy bardziej z podniecenia, jakie ogarnęło mnie w jednej chwili, jak w czasie poprzedniego eksperymentu, tylko gwałtowniejsze, czy z zachwytu nad tym widokiem. Może jedno i drugie. Nie zwracałam jednak na to podniecenie nie uwagi. Uklękłam przed nim i łapiąc za fiuta, zaczęłam pieścić. Widzę, a nawet słyszę, że chłopak coraz bardziej jest podniecony, bo wkrótce zaczął pojękiwać i wiercić się, co zdecydowanie utrudniało mi działanie. Nie miałam jeszcze w tej kwestii należytego doświadczenia. Nie ustawałam jednak w wysiłkach i mój trud wkrótce zostaje nagrodzony. Chłopak jęknął głośniej i jego armata wystrzeliła serią pocisków, wprost mi na koszulkę. Wreszcie zobaczyłam, co chciałam, czyli jak naprawdę wygląda wytrysk spermy. Przyznaję, podobało mi się to, nawet bardzo, aż roześmiałam się z tego zadowolenia. Nie przewidziałam tylko zasięgu wytrysku i musiałam potem prać bluzkę.
Gdy było po wszystkim, domyślnie przyniosłam chłopakowi z łazienki ręcznik, po drodze zrzucając z siebie upapraną spermą bluzeczkę. Byłam tak zadowolona i zaaferowana wydarzeniem, że dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że stoję przed nim tylko w majtkach i biustonoszu. Szybko coś na siebie zarzuciłam, założyłam spodnie, a i on zaczął się ubierać. Odprowadziłam go do drzwi i się pożegnaliśmy. Byłam do tego stopnia uszczęśliwiona i podekscytowana, że jeszcze mu podziękowałam, a przecież to on powinien dziękować, za zrobienie laski! Zamiast tego przed wyjściem rzucił:
– Jesteś jeszcze dziewicą?
Było to intymne pytanie, ale skoro widział już wszystkie moje inne intymności, więc nie czułam potrzeby ukrywania tego. Konkretnie skinęłam głową na potwierdzenie. Wtedy on:
– Jak będzie cię już mocno uwierać cnota, to zgłoś się do mnie, wiesz gdzie mnie szukać koteczku – w tym momencie przesunął dłonią po moim policzku – wierz mi, będziesz piszczeć z rozkoszy i prosić, abym przestał, bo nie wyrabiasz.
Zbliżył się jeszcze bardziej, myślałam, że chce pocałować, ale on złapał mnie za tyłek i poklepał, niczym złowioną przed momentem zwierzynę, po czym mrugnął okiem i wyszedł, zostawiając moją osobę z chaosem w głowie. Chyba po raz pierwszy w życiu zapomniałam języka w gębie, a byłam wyszczekana. Nie wiedziałam co o tym ostatnim myśleć. Czułam, że powinnam się obrazić, ale to, co zrobił i powiedział, niespodziewanie strasznie spodobało mi się, wręcz ta jego pewność siebie była podniecająca. Czyli w tym momencie byłam zła i zadowolona. Nie potrafiłam sobie w żaden sposób tego racjonalnie wyjaśnić. Teraz jednak najważniejsze było, że kolejny eksperyment zakończył się pełnym wytrys… to znaczy sukcesem, chociaż straciłam majtki.
Minęło jakieś pół roku. Nasze kontakty ku mojemu lekkiemu zdziwieniu zaczęły się zacieśniać. Może pociągała mnie ta jego pewność siebie? Też byłam taka, ale przy nim stawałam się bardziej uległa. Jakimś cudem, może nie do końca, ale potrafił mnie zdominować. Równocześnie moja wiedza praktyczna się znacznie wzbogaciła. Zauważyłam, że mogę pieścić jego członka językiem, a nawet ustami i przekonałam się, jaki smak ma sperma. Moje notowania jeszcze wzrosły, gdy zobaczył, że ją połykam. Dla mnie było to całkowicie naturalne. Nie po to biorę członka do buzi, aby potem pluć. W ogóle nie lubię pluć i jakby to wyglądało, że wstydzę się go? Nie jestem taka. Nie tylko moja wiedza się powiększyła. Wcześniej moje piersi były – powiedzmy – skromniutkie. Teraz nabrałam bardziej kobiecych kształtów, większe piersi niezwykle ładnie prezentowały się pod bluzeczką. I choć nadal trochę zaniżałam średnią wśród dziewczyn w moim wieku, to byłam z nich już dumna. Uznałam, że wreszcie jestem „prawdziwą dziewczyną”. Chłopak, któremu coraz częściej robiłam dobrze, chyba w końcu zauważył moje zmiany w wyglądzie i pewnego dnia stwierdził, że znowu powinnam się rozebrać. Do naga oczywiście. Jak mówiłam, uważałam się za „prawdziwą dziewczynę”, ale nie przestałam być chłopczycą. Natychmiast w myślach dokonałam analizy „logiczno – matematycznej” i wyszło mi, że ma rację. Ja go wiele razy widziałam nago, a on mnie tylko raz. Nie będę ukrywała: z mojej strony dodatkową motywacją „za” była chęć pochwalenia się „nowymi” cycuszkami, a ponieważ widział mnie już nagą, nie miałam teraz żadnych oporów, aby ponownie odstawić striptiz. Zrezygnowałam tylko z zarzucenia mu majtek na głowę, nie chciałam stracić następnych.
Właściwie to był podwójny striptiz. Ja zdejmowałam ciuszek i on, aż w pewnym momencie nie było już co zdejmować. Stoimy nago naprzeciwko siebie, on mnie ogląda z dołu do góry i z powrotem. Widzę, że choć jego uwagę na chwilę przyciągnęła cipka, to przede wszystkim patrzy na piersi. Wypięłam je jeszcze dumniej i ledwie pomyślałam: „Aha! Zauważył!”, on rusza w moją stronę i to z niezwykle podniecająco dla mnie stojącym na baczność członkiem. Nie ukrywam, że tym razem przestraszyłam się, iż zaraz mnie na niego nadzieje, a ja nawet bym nie pisnęła, no chyba tylko w chwili, gdyby przebił się przez błonę dziewiczą. Nie byłam przygotowana na taką sytuację, pewnie dlatego wpadłam w popłoch. Jasne, mogłabym się nie zgodzić i bronić, ale czułam, że nie miałabym na to siły, więc gdy tylko się zbliżył, pchnęłam go na kanapę. Złapałam za członka, ale tym razem jest inaczej – nie mam na sobie ubrania. Dwa nagie ciała zetknęły się ze sobą, powodując odczucie ogromnej przyjemności u mnie, a i tak byłam już nieźle podkręcona. Zwłaszcza dotykanie piersiami wywoływało we mnie silne podniecenie. Trzymam go za członka i staram się cały czas dotykać jego ciała swoimi piersiami, co jeszcze bardziej wzmaga podniecenie. W pewnym momencie postąpiłam całkowicie instynktownie, aż sama sobie później się dziwiłam, ale byłam tak pobudzona, że jak sądzę, już się nie kontrolowałam. Po prostu usiadłam mu na kolanach i włożyłam członka sobie do pochwy, nie bacząc, że zaraz przestanę być dziewicą. Chociaż nigdy nie przywiązywałam wagi do błony dziewiczej, raczej był to dla mnie „błąd natury”. Zaczęłam go ujeżdżać. Czego ja nie wyprawiałam! Podskakiwałam w górę i w dół, robiłam kółka, szybciej, wolniej, aby tylko było mi jak najprzyjemniej. Początkowo ostrożnie, bo nie miałam wprawy, ale im robiło mi się przyjemniej, tym mocniej sobie dogadzałam. Trochę mnie zabolało na początku, ale rozkosz zagłuszyła ten niewielki ból. Tak zapamiętale dostarczałam sobie przyjemności, że nawet nie zauważyłam, kiedy chłopak doszedł. Miałam już orgazm, ale chciałam więcej i jeszcze więcej. Aż musiał mnie powstrzymać, łapiąc mocno za biodra, bo wyglądało, jakbym nie zamierzała przestać. Dopiero wtedy zaczęłam wracać na ziemię. Musiałam mu w jednym przyznać rację, choć niechętnie, gdy ponad pół roku temu powiedział, że dzięki niemu będę piszczeć z rozkoszy. Podobno nawet krzyczałam na cały głos. Tak właśnie powiedział mój chłopak od eksperymentów, jak już się uspokoiłam. Nie pamiętam, abym aż tak wrzeszczała, ale gdy dwa dni później spotkałam sąsiada z dołu, takiego starszego pana, a ten na moje „dzień dobry” inaczej niż zwykle, tajemniczo się uśmiechnął, to rumieniąc się, pomyślałam, że może naprawdę tak pokrzykiwałam…
Jak już ochłonęłam, troszeczkę zrobiło mi się wstyd, że tak się na niego rzuciłam i tak na nim galopowałam, ale jemu najwyraźniej to się spodobało. To, że mnie się podobało było słychać. Nieskromnie tylko powiem, że galopowałam sobie na nim jeszcze nie raz… Po prostu, przyznam się, niesamowicie uwielbiam tak ujeżdżać chłopaka. Sprawia mi to największą przyjemność. Wracając do tego mojego pierwszego razu, mimo wszystko był trochę zaskoczony moim atakiem i tymi ponoć bardzo hałaśliwymi jękami.
– No, co? Miałam orgazm – odpowiedziałam wówczas jakby od niechcenia.