Nie należę do samców zadufanych w sobie i uważających, że żadna kobieta im się nie oprze, jeśli tylko okoliczności będą sprzyjające. Ale zawsze byłem przekonany, że potrafię na tyle panować nad emocjami, by nie dać się „omotać” i w porę rezygnować… Poza tym zawsze szukałem partnerek o wiele młodszych od siebie, uważając rówieśniczki za „demobil”, a starsze choćby o kilka lat za… zboczone.
Wszystkie te „zasady” wzięły któregoś dnia w łeb, gdy w czasie pewnej wizyty w Warszawie usiadłem w kawiarni SPATIF-u, chcąc poderwać sobie jakąś nastolatkę, od jakich się tu zawsze roiło. Przychodziły tu napatrzeć się z bliska na ulubionego idola, albo w nadziei zwrócenia uwagi któregoś z reżyserów.
Siedziałem przy dwuosobowym stoliku, czekając, aż któraś z braku wolnych miejsc poprosi o pozwolenie na „dosiadkę“. Niestety, na razie miejsc wolnych było mnóstwo. Opuściłem na chwilę stolik, aby w szatni kupić papierosy. Gdy wracałem, zobaczyłem, jak wolne miejsce przy moim stoliku zajmuje jakaś wiotka, krótkowłosa blondynka. Siadając, powiedziałem „dzień dobry”. Poderwała się z miejsca z przeprosinami, nie wiedziała, że miejsce jest zajęte, usiadła odruchowo, ponieważ od lat zajmuje właśnie ten stolik. Zbierała swoje fatałaszki na tyle wolno, żeby mi dać czas na odpowiedź, która oczywiście nie mogła być inna jak: „ależ nic nie szkodzi, miło mi będzie itd. itp.”.
I zaczęło się coś, co przeżywałem po raz pierwszy w życiu i -jak dotąd – jedyny. W ciągu kilkunastu sekund zdążyłem zauważyć, że jest kobietą niezwykle urodziwą, o rzadko spotykanej klasie, elokwencji i… . W ogóle była niezwykła, ale… . Bałem się zgadywać, o ile jest starsza ode mnie. Mimo urokliwego uśmiechu, odsłaniają jego piękne zęby, mimo ogromnych, zielonych oczu, drobne „kurze łapki” w ich kącikach zdradzały przemijanie tej urody… . Chwilami mnie to mroziło – ale w miarę trwania rozmowy coraz rzadziej.
Sposób prowadzenia rozmowy przez nią był tak samo niezwykły i uroczy, jak ona cała. Trudno to zresztą było nazwać rozmową – był to właściwie jej monolog, którego fragmenty ja wygłaszałem niemal pod jej dyktando. Tak misternie konstruowała zdania, zawieszając w pewnym momencie wyczekująco głos, że prowokowała do zakończenia ich moimi słowami – wreszcie nie wiadomo było kto był autorem zawartej w nich myśli. Po mistrzowsku reżyserowała ten monologodialog, jak i kolejne sytuacje. Ani się spostrzegłem, gdy przeszliśmy na ,,ty”.
Obyliśmy długi spacer po Łazienkach, zrobiliśmy wspólne zakupy (wspólnie, to znaczy ja wybierałem – dziwnym trafem – zawsze to, co ona chciała) i wylądowaliśmy na Nowym Świecie, gdzie zajmowała maleńkie, gustownie zatłoczone zabytkowymi mebelkami i plakatami teatralnymi mieszkanko. Ewa (tak jej było na imię) postawiła torbę z zakupami na stoliku:
– Rozpakuj to wszystko i pokrój bagietkę, a ja wezmę kąpiel. Potem się zamienimy -ty pójdziesz do łazienki, ja zrobię kanapki!
Oczywiście tu też nie było miejsca na sprzeciw, wziąłem się więc do roboty, rozglądając się jednocześnie po pokoiku. Jedną trzecią powierzchni zajmował potężny materac ułożony na podłodze i pokryty baranimi plamami. Na ścianie wisiało ujęte w rzeźbioną ramę lustro zawieszone ukośnie w taki sposób, że nie budziło wątpliwości co do swego przeznaczenia… Na wgapianiu się w to lustro przyłapała mnie Ewa, wychodząc z łazienki.
– Dziwisz się? Lubię się sobie przyglądać, a robię to codziennie, aby nie przegapić momentu, w którym powinnam się przestać pokazywać nago… . Weź ten szlafrok, ręcznik wisi na wieszaku w łazience.
Gdy wróciłem po kąpieli, stolik zastawiony był apetycznymi kanapkami. Jadłem, zgłodniały po paru godzinnej wędrówce po Warszawie. A Ewa mówiła… . Tym razem wygłaszała właściwie coś podobnego do małego referatu. Mówiła przekonywująco, precyzyjnie, że główną przyczyną wszelkich nieporozumień, stresów i tragedii życiowych jest brak otwartości w stosunkach międzyludzkich. Wreszcie westchnęła:
– Uff! Ale się nagadałam. Powiedz wreszcie coś i ty, bo znowu powiesz, że tobą steruję – roześmiała się.
– Kiedy właśnie mnie nasterowałaś i nie wypada mi w tej chwili być nieszczerym, to nie pasowałoby do tej sztuki – zdecydowanie podtrzymywałem jej intencje. – Od początku naszej znajomości podobałaś mi się, potem pociągałaś, teraz cię po prostu pragnę, ale jestem nieco onieśmielony…
Ewa przyjrzała mi się uważnie, potem przechyliła się przez stolik i pocałowała w usta.
– Kochany jesteś. Nie wiem tylko, czego jest w tobie więcej: szczerości czy sprytu? Ale jesteś dowcipny, a więc i inteligentny. A to się ceni. Na twoje onieśmielenie coś poradzimy, ale najpierw skorzystam z łazienki. Przysiadłem na brzegu łoża, czekając na Ewę. Czułem się jak wielki znak zapytania… . Jak będzie wyglądał początek? Pierwszy raz znalazłem się w takiej sytuacji. Zawsze to były najpierw jakieś pocałunki, coraz namiętniejsze, jakieś obejmowanie, w czasie którego ukradkiem szukało się sposobu na rozpięcie stanika, potem łagodnie przekonywało się, że bez spódniczki będzie wygodniej, a tu? Czułem się trochę jak uczniak przed egzaminem. Mam jej powiedzieć: „zdejmij ten szlafrok”?
Ewa wyszła z łazienki naga. Szla prosto do łoża, usiadła zwyczajnie koło mnie i, burząc mi ręką czuprynę, powiedziała: – Zdejmij ten szlafrok…
Zdjąłem posłusznie i bez słowa przylgnąłem całym ciałem do Ewy. Całowałem ją delikatnie po oczach, uszach, szyi, aby wreszcie złączyć usta. Oddawała pocałunki z taką samą delikatnością, ale czułem, że mocno tuli się do mnie brzuchem, obejmuje udami i drży. Było mi ciepło i przyjemnie, ale byłem tak spięty, że zdawało mi się, że mój kutas schował się w głębi brzucha. Po raz pierwszy w życiu miałem w objęciach kobietę, której ciała nie znałem nawet z dotyku. Tuliłem się do jej podbrzusza, o którym nawet nie wiedziałem, czy ma tam zarost? Przylgnęła do mnie piersiami, których jędrności nie zdążyłem poznać dłonią…
Mój stres pogłębiany był tym, że drżące ciało Ewy zdawało się wyraźnie oczekiwać ode mnie jakichś bardziej zdecydowanych pieszczot, penetracji twardym członkiem, męskiej agresji, a tu…
Ewa niespodziewanie odsunęła się delikatnie ode mnie i zapytała:
– Czy ty wiesz, że my się wcale nie znamy? – roześmiała się.
– Nie, nie chodzi o tradycyjne teksty: my się jeszcze nie znamy, ja nie jestem taka, co ludzie powiedzą. Nie! My się po prostu nie znamy fizycznie! Owszem. spodobałeś mi się, zauważyłam. że masz ładne zęby, wypielęgnowane dłonie, sportową sylwetkę. Robisz wrażenie mężczyzny zadbanego, ale poza tym – nie wiem nic: nie wiem, czy nie masz jakichś wyprysków na skórze. Nie wiem nawet, czy masz jądra… – zachichotała, wędrując dłonią po moim brzuchu. Nagłe sięgnęła do wiszącego na ścianie ozdobnego sznura i pociągnęła go. Nad lustrem zapaliły się jarzeniówki, dyskretnie ukryte za tłumiącą światło osłoną.
– A teraz następny egzamin ze szczerości: powiedz, czy uważasz to za wulgarne wyuzdanie?
– Zapytała, wyciągając się na wznak z lekko rozchylonymi udami. Zatkało mnie. Przez moment pomyślałem, czy Ewa nie ma jakichś nadzwyczajnych zdolności czytania w myślach. Postanowiłem korzystać z rzadkiej okazji bycia szczerym i, pokonując wszelkie opory, zdobyłem się na odwagę:
– Jestem ci wdzięczny, że uczysz mnie pokory. Uważałem się zawsze za dobrego kochanka, który w mig potrafi odgadnąć marzenia partnerki i sprostać jej oczekiwaniom. Teraz czuję się przy tobie jak szczeniak i chylę głowę przed twoją domyślnością, która mnie wręcz onieśmiela.
– Cha! Cha! Cha! – śmiała się serdecznie. – Mówisz, że czujesz się jak szczeniak? Bo jesteś szczeniakiem? Masz chyba ze dwanaście lat mniej niż ja! l w czym to przeszkadza? Przyjrzyj się dokładnie, poznaj mnie i zdecyduj, czy jestem stara, czy tylko ty młodszy ?.Wzięła mnie za rękę i położyła dłoń na swoich piersiach. Były tak jędrne, że rzeczywiście mogła sobie pozwolić na chodzenie bez stanika. Takie sutki zdarzają się u niewielu nastolatek z szeroką, bladobeżowa wypukłość, a na niej ulokowany ciemniejszy guziczek, który teraz, pod wpływem pieszczotliwego dotyku mojej dłoni, twardniał i unosił się. Miałem ochotę przylgnąć do niego ustami, poczuć jego sprężystość pod językiem, ale odłożyłem tę pieszczotę na później, chcąc jak najrychlej poznać całe ciało Ewy.
A było naprawdę piękne!
Klęcząc obok, gładziłem je delikatnie jak masażysta, czując pod palcami jedwabistość skóry, głaskałem płaski brzuch, rozkoszując się głębokim wklęśnięciem pępka, wędrowałem od bioder wzdłuż ud, a gdy dotarłem do wewnętrznej strony kształtnych kolan, Ewa westchnęła i rozchyliła je nieco. Pochyliłem się i dotknąłem wargami gładkości jednego z nich, a gdy zacząłem wodzić po nim językiem, Ewa rozchylała uda coraz szerzej, odsłaniając ich zwieńczenie przed moimi zachłannymi oczami. Duże wargi były gładko wygolone aż do wypukłego wzgórka łonowego, na którym kędzierzawiła się mała, przystrzyżona kępka czarnych włosków.
Coraz mocniej wargami i językiem pieściłem wewnętrzne strony drżących ud, patrząc jak w miarę przesuwania ust ku górze duże wargi pęcznieją, rozchylając się coraz bardziej, a spośród nich wychylają się różowe, lśniące od śluzu płatki małych warg. To wszystko działo się tak czytelnie, naturalnie, jak na instruktażowym filmie w katedrze seksuologii. Krocze Ewy rozkwitało jak kwiat. Małe wargi wysuwały się coraz bardziej, rozchylały na boki, odsłaniając ujście pochwy obficie już zroszone, a nad nim prężyła się wyraźnie ukształtowana, drgająca łechtaczka.
Gdy ułożyłem się między udami Ewy, rozchyliła je z westchnieniem tak szeroko, że zewnętrzne strony kolan leżały na łożu. Przylgnąłem ustami do krągłej wypukłości wzgórka łonowego, mierzwiąc wargami czarną kępkę, potem ześliznąłem się językiem wzdłuż pachwiny w dół, przeniosłem pieszczotę na drugą pachwinę, po drodze tylko lekko muskając ustami napęczniałe, mokre wargi… Powtórzyłem ten manewr kilkakrotnie, czując, jak za każdym razem Ewa pojękuje i unosi biodra ku górze.
Wreszcie wśliznąłem się językiem między napuchnięte małe wargi tak głęboko, że koniuszkiem wyczułem poprzeczne fałdki ścianek pochwy i pulsujące ruchy mięśnia Kegla. Ewa uniosła nogi ku górze, niemal dotykając pach kolanami i jęknęła:
– Uklęknij teraz…
Gdy posłusznie zmieniłem pozycję, oparła mi stopy na piersiach, podsunęła sobie pod głowę poduszkę i sięgnęła dłonią do mojego podbrzusza, gdzie w pełnej gotowości sterczał mój korzonek wolny już od wszelkich stresów. Objęła go palcami i zaczęła przesuwać napletek tam i na powrót, uważnie mu się przyglądając. Byłem gotów do stosunku w sposób aż nadto widoczny, nie robiła więc tego, aby go utwardzić. Sprawiało jej to wyraźną przyjemność, nie kryta przyspieszonego oddechu, głaskała go z lubością, drugą dłonią zaczęła się bawić jądrami, jednocześnie głaskała mnie stopami po piersi, szyi, policzkach…
Wreszcie ujęła kutasa palcami u nasady, przygięła ku dołowi i zaczęła wodzić wzdłuż mokrych warg, przyciskała go wibrującym ruchem do naprężonej łechtaczki, to znów obiecująco zagłębiała w przedsionku pochwy, aby natychmiast wyjąć go na powierzchnię i mokrą, śliską żołądź schować w dłoni.
Czułem, że doznałaby zawodu, gdybym teraz siłowo chciał wykorzystać sytuację i wszedł w nią zdecydowanie. Starałem się więc opanować i podjąć jej grę. Zacząłem gładzić jej uda, ująłem jedną nogę za kostkę i przytuliłem usta do podeszwy stopy… i tu doznałem szczególnego zaskoczenia. Miała stopy tak delikatne, jakby w życiu nie używała ich do chodzenia. Każdy ich milimetr był doskonale gładki i elastyczny, a paznokcie starannie ukształtowane. Z prawdziwą przyjemnością skoncentrowałem się na najbardziej wyrafinowanych pieszczotach każdego ich szczegółu.
Zauważyłem natychmiastową reakcję Ewy. Początkowo myślałem, że ma łaskotki, ale rychło przekonałem się, że to wzrastające podniecenie powoduje wzmożone drgania ud, prężenie stóp, rozchylanie palców prowokujące do penetrowania językiem między nimi… Błądziłem językiem po wierzchu palców, między nimi, po okrągłych piętach, a gdy przyssałem się do najdelikatniejszego miejsca na sklepieniu aksamitnej podeszwy, Ewa gwałtownie uniosła biodra, przyciągnęła mnie za pośladki do siebie i, drżąc konwulsyjnie, kilkakrotnie głęboko jęknęła. Z każdym jękiem czułem mocny skurcz pochwy…
Tkwiłem w niej, nie zmieniając pozycji i nie ruszając się, czekając aż się uspokoi. Delikatnie głaskałem tylko jej nogi i tuliłem usta do stóp. Po chwili poczułem, jak cała wiotczeje i nogi osuwają się. Pomogłem jej ułożyć się swobodnie. Jej oddech powoli wyrównywał się. Leżała nieruchomo z przymkniętymi oczami.
Po paru minutach obróciła się do mnie i objęła za szyję. Patrzyła mi przez chwilę w oczy, wreszcie cicho spytała:
– Jurek, ty przecież nie kończyłeś?… Czy się mylę?
– I tak, i nie – odpowiedziałem z uśmiechem.
– Tak wspaniale reagowałaś, że poczułem ogromną satysfakcję. Można powiedzieć, że przeżyłem coś w rodzaju orgazmu psychicznego. Było tak cudownie, że nie chciałem tego nastroju popsuć jakimkolwiek niepotrzebnym gestem… Gdybym poczuł, że jeszcze mnie akceptujesz w środku, po paru ruchach byłoby już po… Ale czułem u ciebie tak wyraźne podniecenie.
Chwilę myślała, błądząc dłonią po moich włosach, wreszcie sarknęła:
– Ale świnia ze mnie! Mogłam jeszcze parę razy ruszyć tyłkiem… Wiesz, było mi tak cudownie, tak mnie zaskoczyłeś kilka razy w czasie naszych pieszczot, że zapomniałam o całym świecie. To dziwne… Byłam przekonana, że ja tu będę grała rolę wiodącą, traktowałam cię jak niedouczonego w sztuce samczyka, a tymczasem to ty dałeś mi nauczkę… Ale to jeszcze nie koniec – mam nadzieję – i poprawię się. Nie ty jeden, cwaniaczku, potrafisz pieścić tylko po to, żeby kogoś zadowolić. Ja też! Ale na razie napijemy się włoskiego wina!